Witam forumowiczów.
Wymyśliłem sobie takie coś: Po co mam opowiadać temu śpiochowi, co się działo w nocy? A ona potem będzie to opisywała. Lepiej już sam napiszę i niech sobie poczyta.
Przed 4 rano obudził mnie odgłos galopu. W półśnie myślę sobie: oho! oprócz Baszki jest tu też najwidoczniej jakiś koń (przecież koty nie tupią). Tylko jak ten GreenEvil przywlókł tu tego konia? Do windy nie wlezie, żeby nie wiem co. Rozglądam się więc podejrzliwie... Uff... To jednak nie mustangi. To tylko galopuje Baszka a za nim Sylwek. Pomrałkując przyjacielsko-bojowniczo. Doleciały na środek pokoju, tam nastąpiła wymiana machania łapami i teraz Sylwek chodu w stronę korytarza. Za nim galopadą Basza. Słychać mrraałłł, łooouuuu, mrałłłł. I znowu abarot. Podczas przerw na hamowanie, przybierały kształty typowe dla kotów, w takim przypadku, czyli udawały wielbłąda jednogarbnego. Na zmianę. Wszystko obywało się już bez prychania, syczenia i innych takich bojowych dźwięków. Myślę, że pełna kocia zgoda nastąpi niebawem

Basza na pieska już też nie powarkuje. Generalnie kociak jest raczej nastawiony przyjacielsko, pomrałkuje do Sylwka, kładzie się nie atakując, tylko Sylwek jeszcze jest nie do końca przekonany i czasem jeszcze sobie przypomina, że trzeba posyczeć. Wtedy Baszka też się nieco denerwuje, co dość wyraźnie widać na mojej dłoni.
Teraz leży rozwalony jak jakiś basza i zajmuje całe łóżko. Dostaje witaminki, je normalnie (woli suche). Kichnie jeszcze czasem, więc na wszelki wypadek pojadę z nim jutro na przegląd

Choć myślę, że jeśli jest jeszcze chory, to dobrze to udaje. Chory kot nie lata, jak ten głupi, w środku nocy przez 2 godziny
