Kochane Cioteczki, ja w pracy, Krów w domu, kończę dopiero wieczorem, byłam porozmawiać z wetem i trzeba było jeszcze wrócić 1,5 km z buta, co jak się nie może oddychać, okazuje się nie lada wyczynem. Dopiero co usiadłam przed kompem.
Żyjemy.
W krowich wynikach nie ma nic, czego byśmy nie wiedzieli i się nie spodziewali. Podwyższona tarczyca i siadają nerki. Reszta idealna, zgodna z wiekiem.
Cukier na wszelki wypadek sprawdzony.
Zwiększamy dawkę Metizolu. Może ataki nie będą się powtarzać, jak to uregulujemy
Dostałam flachę na wynos, bo powiedziałam że obalimy ją w domu, nie jesteśmy zbytnio towarzyscy jeśli chodzi o nawadnianie się z nieznajomymi. Po powrocie Kró dostał więc kroplówkę (
i Ty Brutusie! ostrzem kotu w plecy!), by wypłukać mocznik.
Przy kontroli zdecydujemy kiedy włączamy leki wspomagające nery.
Krowie w miarę apetyt ma, choć już udaje obłożnie chorego i chce by Go karmić z rąsi, najlepiej na leżąco...

Ja odchorowuję wczorajszy wysiłek. Doprawdy po co natura takie mizerne organizmy tworzy i trzyma przy życiu

Ból w lędźwiach poziomu zapalenia korzonków, ani się zgiąć, ani obrócić, bo świeczki w oczach stają i tchu nie można złapać.
Dzięki, że jesteście. Ja teraz staram się przetrwać niedyspozycję i obmyślić, jak rano wstać z łóżka.