» Nie mar 06, 2016 19:54
Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show
Oblewania samochodu dzisiaj nie było, chociaż świętowanie, jak najbardziej tak.
Zabrałam dzieci do muzeum archeologicznego, które mieści się blisko Placu Bankowego, w Arsenale. Oglądaliśmy garnki, łupki i skorupki, kostki, urny i ozdóbki... A wszystko to sprzed od pięciu tysięcy lat do tysiąca lat, czyli starutkie dość. Więc fascynujące. Przy okazji przyswoiliśmy sobie wszystkie dostępne informacje, przekazane w obrazkach i słowie pisanym. Było ciekawie i w pełnej koncentracji nad eksponatami spędziliśmy ze trzy godziny. A potem dzieci zgłodniały. A ponieważ wczoraj przeczuwałam, że może zbraknąć mi woli czynu do gotowania zdrowego obiadku, to obiecałam towarzystwu pizzę. Bo na porządny obiad w przyzwoitej restauracji, zwyczajnie mnie nie stać. Zresztą nie było co się za bardzo wysilać, bo perspektywa pizzy wzbudziła szczery entuzjazm wśród małoletnich. Przypomniało mi się, szczęśliwie, że na Placu Zamkowym, naprzeciwko Pałacu Ślubów jest PizzaHut. Daleko nie było, okolica zachwycająca architektonicznie, więc spacerkiem szybko doszliśmy na miejsce. Już z daleka dobiegły nas podejrzane odgłosy. Ktoś czegoś stanowczo żądał, wrzeszcząc dosyć energicznie przez megafon. Odpowiadały mu liczne, wkurzone głosy. Okazało się, że obok Kolumny Zygmunta uformowała się spora demonstracja. Nie tęsknię za trwałym, fioletowym makijażem, z tych, co to budzą bezpośrednie skojarzenia z przemocą i słoną zupą, więc nawet nie sprawdzając o co wkurzonym chodzi, skręciliśmy za róg w stronę PizzyHut. A tam powitał nas granat policyjnych mundurów, zgromadzonych tłumnie i z pewnością w imponującej liczbie. Policjanci stali za tym winklem w karnych dwójkach i tupali sobie dla rozgrzewki, w oczekiwaniu na rozkazy, od których zależał ich los. I podejrzewam, los tych pod kolumną. A moja osobista córka Zosia, cała zawiedziona, patrzy i mówi:
- Mamo, zobacz tylko, jaka kolejka! Ilu tu przyszło chętnych na tą pizzę. No, przecież dla nas nie starczy stolików.
Nie tłumaczyłam już dziecku zawiłych relacji typu policja-demonstracja, wyjaśniłam tylko z grubsza, że oni raczej nie na pizzę tu przyszli.
Na całe szczęście stolików starczyło i dzieci zostały tą pizzą niemal nafaszerowane. W międzyczasie policjanci się rozeszli, niebieskie samochodziki z ładnymi światełkami subtelinie odjechały w siną dal, a i demonstracja także zmarzła i poszła do domu. Albo do kościoła. My też zaczęliśmy się rozglądać za jakąś mszą i szczęśliwie trafiliśmy do Kościoła Świętego Krzyża. Czyli do tego, w którym zostało pochowane serce Fryderyka Chopina. To przepiękna świątynia... W takich kościołach nie trzeba się bardzo starać, żeby się uczciwie modlić w skupieniu. tam jest tak pięknie, że myśli same się przyklejają do Najwyższego. A po mszy był koncert męskiego chóru Cantores Minores. Śpiewali cudnie, niby chóry anielskie. Jak zamknęłam oczy, czułam się tak, ja gdybym składała wizytę w przedsionku niebios. Podświadomie wyobrażałam sobie, że w takiej scenerii ujrzę kiedyś ukochane twarze moich bliskich zmarłych... Za to potomstwo moje cierpiało męki niemal piekielne. Przy tak pięknej muzyce. Bo przecież ludzki głos, to najdoskonalszy instrument. No, pominąwszy głos mojego TŻa... Chór śpiewał pieśni gregoriańskie i pasyjne przeważnie po... łacinie. Więc dzieciarnia chciała wiać, bo nic nie rozumiała. Cierpienie malowało się na ich niewinnych twarzyczkach. Kazałam im jednak zostać i słuchać, w nadziei, że kiedyś w tych nieoszlifowanych duszyczkach uchylą się szczeliny, przez które będzie mogła wniknąć do środka tak czysta muzyka. Sama w dzieciństwie nie cierpiałam skrzypiec, a teraz je uwielbiam. Dzięki Vivaldiemu. Przyjdzie czas, ze i moim dzieciom spodoba się muzyka klasyczna.
A tymczasem mam kocią muzykę. Dałam pyszną kolacyjkę, jak najbardziej, zaraz po powrocie do domu. Ale muszę jeszcze odebrać opieprzanki za to, że tak długo mnie nie było. W końcu kot alfa powinien czuwać stale nad stadem, a nie włóczyć się nie wiadomo gdzie.