kto powiedział, że to łatwy zabieg? Ciocia Ania?

może i jest łatwy, podobno trwa normalnie 15 minut, a nie ponad dwie godziny, ale to pewnie w przypadkach, kiedy śledziona....
dotarłam o 12.50. Pies (w typie ON) jeszcze pod usg, z p. Anią J. na końcu smyczy. Ja zesrana oczywiście, w ustach mdło, więc miło mi było znajomą twarz zobaczyć i radośnie od drzwi się wydarłam:
dzień dobry, Pani Aniu
Pani Ania zonk,
pacza na mnie i
pacza, w końcu widząc, że kurtkę zdejmuję, robi mi niezapowiedzianą przysługę, pytając:
to się Pani moją sunią będzie opiekować? ooo, to jeszcze spokojniejsza jestem, że w dobrych rękach dziewczynkę zostawiam
jak to u PDW - najpierw pogadanki o dziwnych rzeczach (i instytucjach oraz osobach nimi kierujących

) w końcu psiak dostaje, co ma dostać. Jedziemy z tym koksem. Na szczęście wenflon już założony i najbardziej przerażającego egzaminu nie ma, uff!
PDW otwiera powłoki brzuszne i ... nie rozumiem, co widzę

On chyba też nie, bo w pierwszej chwili, reakcja była:
co to, qrwa, jest? poskręcany ten pies jakiś? Całą jamę brzuszną zasłania ŚLEDZIONA. Właśnie taka, wieeeelka. Kwadrans zajęło wyciągnięcie jej na tyle, żeby w ogóle zacząć coś robić. Wielkość: pi razy oko głowa pięcioletniego dziecka plus kawałek w miarę normalnej wielkości, ale też guzowaty. Do tego nowotwór potworzył sobie własne ukrwienie... Nie wiem, ile przewiązek PDW założył, przestałam liczyć, kiedy wykorzystał wszystkie możliwe peany i kochery, zaciskał nawet igłotrzymaczami i takim czymś z płaskimi końcami, czego wcześniej w życiu nie widziałam. Jak potem to wszystko myłam, wyszło mi około 25 sztuk, w tym trzy wykorzystane podwójnie. Dzielny PDW - raz tylko przewiązka nie zatrzymała krwawienia i raz siknęło z jakiegoś odgałęzienia, z którego teoretycznie siknąć nie powinno. I jestem dumna z siebie, bo sama zauważyłam i pokazałam palcem, że
jeszcze tu tętniczka! By siknęło trzeci raz, ale Wasza dzielna tech wet zauważyła!!!
To teraz sobie wyobraźcie przez ponad dwie godziny trzymać i delikatnie operować przestrzennie czymś, co waży pi razy oko ze dwa i pół kilo + przypięte do tego 25 sztuk stalowych nożyczek z końcami we wszystkie strony świata... i oczywiście NIE URWAĆ!
Potem jeszcze, jak PDW zaszywał sunię, obsłużyłam dwóch pacjentów i w końcu można było iść do domu... Jak wyszłam - była 17.02... Zostałam pożegnana podziękowaniem i zapytaniem, czy w razie co, jeszcze można liczyć na moją pomoc, więc chyba tak do końca się nie zbłaźniłam
Chociaż przyznałam się na wejściu, że splenektomii to w życiu nie widziałam. A widziałam w ogóle śledzionę? no widziałam, u kota. Martwego. A jak to było? no to opowiadam, tamtaramtam, timtirimtim (daruję Wam)... No bo te wszystkie szkoły czy studia zaoczne to o kant tyłka potłuc! O kasę tylko chodzi! Przychodzą tu do niego takie różne z tej szkoły! ale on nie chce! obowiązku nie ma, więc nie chce, głąby jedne... jak to egzaminy polegają na napisaniu procedury? a skąd taki człowiek z zaocznej, bez praktyk, może procedurę znać? na moje nieśmiałe, że z książek, PDW się obruszył nieco i spytał: a to są takie książki? no są, dla lekarzy pewnie nie, ale dla techników są, wszystko tam opisane jest...
W sumie pod koniec już nam się na luzie gadało, a PDW okazał się w porządku, trochę po drodze tłumaczył, opitolił za zbyt mocne tamponowanie, ale naprawdę miło było

Nie bardzo umiałam się tam znaleźć, strasznie ciasno, pełno papierów wszędzie i ustawienie leków inne niż u Ań, ale PDW chyba nie ma stresu związanego z czasem
Nie udało mi się wrócić już do pracy, a miałam wyjść na godzinę, góra dwie. Jutro rano się zastanowię, co mam powiedzieć...
EDIT: bo długie pisałam
