Jak, no pytam jak można w spokoju podumać nad marnościami świata tego w świątyni dumania, jeśli w drzwi drapie wrzaskun, rozpaczliwie i tęsknie domagający się wpuszczenia? Zignorować i mieć na głowie sąsiadów, zaniepokojonych apokaliptycznymi odgłosami? Czy wpuścić i pożegnać się z myślą o spokojnym dumaniu? A może gadać do wrzaskuna przez zamknięte drzwi, żeby po chwili samej sobie z krępującą świadomością własnego niedorozwoju umysłowego zdać sprawę, co to za kretyńska sytuacja i dlaczego w ogóle ja się mam kotu tak gorliwie, ze skruchą tłumaczyć...
