» Wto sty 20, 2004 16:15
Staram się tak delikatnie to robić. Kiedy Kundzia mruczy rozanielona na łóżku, przynosze Frycka. Mimo, że tamta nawet nie drgnie, Frycek powolutku złazi z łóżka i idzie na fotel (nie musze mówić, że trafia bezbłędnie).
Niedawno, kiedy oba były rozespane, posadziłem Frycka obok Kundzi na krześle przy biurku. Żadnych spięć. Dotknęły się nosami. Frycek postał chwilę, a potem zapragnł zejść.
W kuchni jest harmonia. Kiedy daję im jeść, zjawiają się oboje, i pałęczą mi sie pod nogami. Warczenie też jakby rzadsze.
Frycek zaczepia Kundzię przy kuwecie. Słyszy, kiedy ona się załtwia i tam pędzi. Poza tym (a wiem, że ją słyszy), raczej od niej stroni. Akurat przy kuwecie Kundzia w nastroju na zabawę nie jest.
Czasami myślę, że gdyby Frycek widział, już bawiłyby się razem. Dziś w kuchni wykonała w jego kierunku skok zaczepno-zabawowy. No ale on nie podjął tematu. Z drugiej strony on męczy się z piłeczka (ta czarna, puchata od Ciebie, Katy) , popiskuje żałośnie, spada, wdrapuje się na fotel, a Kundzia ani drgnie.
Oboje się boją. Kundzia jest troche obrażona, Frycek trochę zdezorientowny. Oboje unikaja się tak samo mocno. Nie moge mieć pretensji do Kundzi, że urodziła się nieśmiałą, "znikającą" kotką, której trudno zdobyć zaufanie (za to jak sie zdobędzie- ho! ho!). Żal jednak jest mi bardziej Frycusia. To wyjątkowy kot i nie chcę, żeby cierpiał bardziej, niż wynika to z jego ułomności.