
Mamy się dobrze. Tak sądzę.

Było ostatnio trochę trudnych momentów, najpierw choroba Michałka, przez co przepadł nam pierwszy termin operacji, później zdrowienie i czekanie na drugi termin, później pobyt w szpitalu w Poznaniu i operacja...
Ciężkie chwile to były, brak oblubieńca dał się mocno we znaki, w takich chwilach dobrze byłoby wesprzeć się na jakimś kochanym ramieniu.

Ale przeżyliśmy, tfardzi jesteśmy.

Migdał usunięty, uszy wyczyszczone i zdrenowane. Będzie dobrze.
Kociaste w porządku. Mają się nieźle. Rozrabiają.


Miłość kwitnie zwłaszcza na linii Tygrys - Oskar, co jest dla mnie duzym zaskoczeniem, bo spodziewałam się, że raczej zakwitnie na linii Tygrys - Lilka, a tu proszę...
Tygrys zyskał szalonego kompana do zabawy i zachowuje się jakby też miał pół roku a Oskar zyskał najlepszą mamusię na świecie.

Tygrys go myje, całuje, obejmuje, śpi z nim, pozwala wyżerać z michy, przynosi zabawki, niańczy i uczy wszystkich diabelnych sztuczek.

Oskar ma teraz dwie mamusie i nie daj boże ze choćby piśnie, oboje od razu wyrastają jak spod ziemi, lecą, mało nóg nie połamią, czy przypadkiem pupilkowi nie dzieje sie krzywda.

A drze się często i przenikliwie, nie znosi zabiegów toaletowych a już czyszczenie uszu to dosłownie obdzieranie ze skóry.

Lila natomiast chodzi głównie swoimi drogami, ale też lubi przyłączyć się do wspólnego spania lub do roznoszenia domu. To drugie preferuje.

Jutro jadę ze świętą trójcą do weta na przegląd, ponadto Oskar będzie szczepiony, a Lila będzie ciachana.
Pozdrawiamy.
