Ja myślę, że chęć i potrzeba wychodzenia u kotów, to sprawa bardzo indywidualna.
U nas wygląda to bardzo różnie - przykładem skrajnym jest właśnie Misia, która z kota zupełnie dzikiego przeobraziła się w udomowiona pieszczochę i nawet nie chce wychodzić - to wszystko jej własna wola i inicjatywa, do niczego jej nie przymuszaliśmy. Chciała wejść do domu, to ją wpuściliśmy - została i się zadomowiła. Chciała wychodzić - wychodziła. Teraz nie chce nawet wyjść do ogrodu.
Sonia z kolei nienawidzi wychodzić za próg domu - nie ma szans, żeby ją nawet wynieść na rękach, czy na smyczy - mamy przecież wolierę, w której latem koty bywają - dla Soni to najgorsza kara. Nie ma mowy, żeby przestąpiła próg domu z własnej woli. Zupełnie ją nie interesuje świat zewnętrzny (poza obserwowaniem go przez okno oczywiście

)
Pozostałe koty chętnie wychodzą (tylko do woliery!) ale też wyraźne są różnice w intensywności pragnienia tego wychodzenia - Zuzia bardzo się pcha do wyjścia, płacze, prosi, podchodzi do drzwi nawet zimą (ma grube futerko, nie przeszkadza jej śnieg i zimno - nawet mam wrażenie, że lubi chodzić po śniegu); Pyza też chętnie wychodzi ale nie prosi raczej o to nigdy - jej jest dobrze, tam gdzie jest w danej chwili
Henia też jakoś bardzo nie ciągnie na zewnątrz, choć bardzo lubi obserwować świat przez okno i jest zadowolony, kiedy pochodzi sobie po trawce woliery

Najmniej do wychodzenia palą się Maja i Ala - i jakoś dziwnie się to zbiega z tym, że obie kotki miały bardzo podobną przygodę - błąkały się kilka tygodni bez dachu nad głową (bo Maja miała bardzo podobną przygodę jak Ala, tylko ja w jej poszukiwaniach nie uczestniczyłam; trafiła do nas już po odnalezieniu jej). Majka co prawda jest okropnie wszędobylska i ciekawska, więc jest zawsze pierwsza do wszystkich nowości: ładuje się do otwartych drzwi, do szafy, do toreb, wszędzie tam, gdzie jest coś nowego - jednak nie nalega wcale na wypuszczanie jej na zewnątrz, nie widać tego po niej w każdym razie.
Wiem na pewno, że Czester był nieszczęśliwy z tego powodu, że nie mógł wychodzić swobodnie na pole - ale to był jedyny kot z naszych, który wyraźnie tego potrzebował.