kochane koleżanki
ja go naprawdę znalazłam... W piątek po pracy byłam w Centrum, akurat była karolina w-n, mówiła, że znalazła Lucjana. Na to ja pewnym głosem, że w ogóle nie rozumiem, jak ludzie ciągle zwierzęta znajdują, ja tam nie znajduję, Ania Zmienniczka mnie poparła, że ona też nie. Hahaha, hihihi, wsiadłam w auto i pojechałam do domu.
Skręcam ze Szczecińskiej do siebie, patrzę - pies. Jakoś tak dziwnie się zachowuje, leci w moja stronę, minęłam go, biegnie za samochodem. Raptem kilka metrów to było, wolniutko jechałam, bo u nas dziura na dziurze po roztopach, a przecież asfaltu nie ma... Zatrzymałam auto, otworzyłam drzwi, podszedł do mnie, rozradowany, miział się, dawał się tarmosić... Za chwilę w naszą ulicę skręcił samochód, pies się poderwał i do tego auta. I tak kilka razy - co jakiś samochód zwalniał, to on biegł do niego. Cholera, za chwilę wyleci na Szczecińską i będzie po psie

Trudno, trzeba go stąd zabrać. Ale jak???? Chwila namysłu. Na piwo i chipsy chyba nie poleci, ale kupiłam parówki w folii. Zębami otworzyłam paczkę, wrąbał jedną parówkę, ale do auta ni huhu nie chciał wsiąść. Telefon, dzwonię do Magiji, Magija daje aparat swojemu mężowi:
"Maciek, mam tu psa, jak go mam wsadzić do samochodu, bo sam nie chce wejść."
"Dasz radę go dotknąć?"
"No pewnie, on się daje głaskać"
"Weź jakiś sznurek, może być nawet linka holownicza, załóż mu na szyję, tylko dalej za uszami. Musisz odrobinkę zacisnąć, i na tej lince możesz go podnieść i wrzucić na tylne siedzenie"
"Ehe... taaa... a jak go wrzucę, a on mi się rzuci do gardła w aucie?"
"etam, jak się daje głaskać, to będzie siedział"
Zdjęłam pasek od spodni, zarzuciłam psu na szyję, mam go, ale kretyn się szarpie. Pomna pouczeń Maćka ("z daleka od nóg, żeby nie ugryzł") wyczyniam coś pomiędzy baletem, a tańcem św. Wita

Pies wchodzi do auta tylko przednimi nogami, tylne na zewnątrz i ni cholery, nawet centymetr dalej... W końcu się poddaję, spuszczam go z paska, mając łzy w oczach. Maciek dzwoni: "Masz go?" "Nie, ja nie umiem go spacyfikować" Zbiera mi się na płacz. Następna parówka, wrzucam na tylne siedzenie. Wlazł, ale jak chciałam opuścić fotel (auto ma tylko dwoje drzwi) wyprysnął na zewnątrz. Nożesz kuźwa!
W naszą ulicę skręca kolejne auto, taki półdostawczak, coś jak Berlingo czy Kangoo. Pies za autem, biegnie, nie zatrzymuje się. Wsiadam, odpalam, jadę za nim, byle dalej od tej cholernej przelotówki. Facet podjechał pod posesję, wysiadł, popatrzył na psa, wszedł na podwórko i zamknął furtkę. Zaczynam swoje przedstawienie od nowa, pasek, parówki (matko, ile ich zostało? starczy?), cyrk na kółkach. Pies zaczyna zawracać do Szczecińskiej... Jedzie kolejne auto - mój Misiek. Stoję jak tirówka, macham łapami, stój! Otwórz drzwi, masz duży samochód, może wsiądzie do Ciebie. Nic z tego, ale pies, powoli idzie za samochodem Wieśka. Ok, byle na podwórko, jak go tam zatrzaśniemy, nasze szanse rosną. Nie wiem jak, ale wlazł na podwórze, ja psa na pasek: Misiek, proszę Cię, trzeba do Centrum, ale ja go nie upchnę do auta. Wiesiek patrzy na mnie jak na kretynkę: "Misio, przecież to nie brytan jakiś, tylko wypierdek mamuta" Dobra, będę twarda i odważna, ale pojedź ze mną. Twardo, mając wsparcie psychiczne, trochę na pasku a trochę nogą - wpycham psiaka do auta. No extra. W aucie jestem ja i pies. Ale siedzę na miejscu pasażera, a pies między moimi nogami. Wiesiek westchnął i wsiadł jako kierowca. Dzwonię do Seidla, bo jest pół do ósmej, Zmienniczka nie odbiera, trudno, Misio, gazu!
Wchodzimy do Centrum. Mina Michała i p. Małgosi na nasz widok - bezcenna. Zawsze byłam z kotami, różnymi, moimi, tymczasami, dziczkami, ale z psem? I to jeszcze na pasku od spodni?

Zmienniczka: o rany! Badamy się, psiak grzeczniutki nawet nie piśnie. No miło nie jest: na grzbiecie jakieś dziury, zdaje się że od dużego psa, jeszcze nie zagojone, ale już nie świeże. Psiak ma jaja (chociaż tyle dobrego, że nie dziewucha!) i przepuklinę w okolicy pachwiny. Zmienniczka mówi, że trzeba operować, jak najszybciej. Przepuklina też raczej stara, bo poprzerastana, ale wiadomo. Dobra, jedziemy do domu, psiak na pożyczonej smyczy i w pożyczonych szelkach. Super extra, ale jak tu spać iść? Georg ma wk... nie maksymalne, Gadget bezstresowy wali psa w mordę, Gabryś się nastroszył i prycha... Jak zamkniemy psa w przedpokoju i kuchni, to będzie tam lodówka, bo piec jest w pokoju. Poza tym co? mam postawić w pokoju wszystkie kuwety?
Pies zostaje na smyczy, którą przewiązuję sobie przez bark i tak śpię.

w sobotę rano zabieram futrzaka i znów do Centrum, jest CoolCaty. Standardowo już - mina Ani - bezcenna. Dobrze, że chociaż już nie na pasku od spodni...
Pies na stół i zaczynają się hopki

po nacięciu skóry okazuje się, że jest dziura aż do wnętrzności: dziurawa otrzewna i mięśnie. Rozwalona na części trzustka, kawałki zmartwiałej trzustki między mięśniami, kawałki poprzyrastane w dziwnych miejscach... Ania bluźni, zastanawia się, cholera, co tu robić, on jadł? no parówkę wrąbał. Kupę też zrobił, normalną... Dobra, spróbujemy. Ania wydłubuje kawałeczki trzustki, odrywa na tępo zrośnięte z otrzewną i tkanką podskórną mięśnie, zszywa wszystko ładnie, warstwa po warstwie. Trzeba czekać. Pies jest młody, ma jakieś 8 m-cy, silny, może da radę... Na koniec operacji Ania mówi: "widzisz, chłopie, jakiego miałeś pecha? jakby Cię jakiś pijak znalazł, trafiłbyś gdzieś do meliny, dostał kawałek kaszanki, to nie! znaleźli psa i co? Operacja"
Dziś też byliśmy w Centrum, bo jak przeciwbólowe przestały działać to bida jedna aż się trząsł z bólu. Dostaliśmy strzykawki na wynos, zdjęliśmy opatrunek, bo ranka się trochę sączy, lepiej żeby "oddychała". Mamy poczekać przed szukaniem domu, bo nie wiadomo, co będzie z tą trzustką... Mały nie chciał jeść, ale teraz, już wieczorkiem wrąbał miskę, nie boli go, tylko kupy jeszcze nie zrobił, no ale nie bardzo miał czym na razie. Zobaczymy...
Bardzo dziękuję Magiji i Maćkowi, którzy pomagali nam zdalnie przez telefon, Ani Zmienniczce, która pożyczyła nam "uprząż" nawet bez proszenia i oczywiście CoolCaty, która zajęła się gnojkiem i przeprowadziła ciężką operację mimo że była chora i ledwie żywa.
