Fri
Dziś rano mieliśmy wizytę weta - szczepiliśmy wszystko, co w ręce wpadło, z wyjątkiem Hestii
Na pierwszy ogień poszła spanikowana Kitka - oczy miała takie wielkie ze strachu:
Udało się ja jednak obmacać, zmierzyć temperaturę, a samego szczepienia na koniec to już nawet nie zauważyła. Ja za to byłam cała w kłakach, łącznie z twarzą
Po Kitce złapałam rudego dresa. Nawet dał się obmacać, ale na mierzenie temperatury zareagował wściekłym wyciem i rzucaniem się. Na szczęście byłam na to przygotowana i trzymałam buraka z całej siły. Mimo to zdołał jakoś uwolnić jedną łapę, wet chyba jednak nie ucierpiał albo zniósł to po męsku, bo nic nie słyszałam
Ja też nie odniosłam żadnych obrażeń
Przed przygotowaniem szczepionki puściłam gada, a potem znów złapałam na kłucie. Zdążył tylko burknąć i już było po wszystkim
Na koniec wystąpiła główna gwiazda poranka, czyli Alma. Ten mały gnojek wił się jak piskorz, trudno było ją utrzymać, żeby obmacać i zmierzyć temperaturę
Na szczepienie wzięłam ją na kolana, jedno ukłucie mimo wywijania się na wszystkie strony i już
Hestię kłucie ominęło, została tylko obejrzana, obmacana (oczywiście była niesamowicie grzeczna, jak to ona: wszystko można z nią zrobić

) - jest w doskonałej kondycji, nie zatuczona i w ogóle super
A teraz obiecane korniki z soboty
Szylkretowe cudo:
Braciszkowie:
Kremowy poincik:
Kot na kocie:
Dwójka z mamą w tle:
Siostry bywają przydatne - np. jako poduszki:
"A co ta mama taka brudna? Trzeba umyć!"
