Gdy Floria, ułagodzona już nieco po scenie zazdrości, śpiewa Oh, come la sai bene l’arte di farti amare (Jak dobrze posiadłeś sztukę bycia kochanym), Mario odpowiada żarliwą, iście pucciniowską frazą Non é arte, é amore, é AMORE! (To nie sztuka, to miłość, MIŁOŚĆ!). Przynajmniej tak było w manuskrypcie Pucciniego. Nie wiadomo czemu ten krótki motyw znikł w drukowanej wersji partytury, przez co wydaje się, że Mario nie reaguje na żartobliwe oskarżenie o manipulację, że się z nim zgadza. W 1976 r. dyrygent Jesus Lopez-Cobos odkrył istnienie odpowiedzi Cavaradossiego i przywrócił ją w przygotowywanej właśnie premierze Toski w Monachium i Berlinie. W tej inscenizacji (reżyserowanej przez Gotza Friedricha) w partię Toski wcielała się Ewa Marton na zmianę z naszą Teresą Kubiak. Na CD wydanym przez Orfeo pojawiły się fragmenty spektaklu z udziałem polskiej śpiewaczki i Dominga, zawierające ową odnalezioną frazę Cavaradossiego z duetu z Toscą w I akcie oraz uroczą, bardzo kobiecą reakcję Toski, która potwierdza Si, si, vi credo – aby zaraz wejść w znane słowa Ma farli occhi neri. A Domingo, śpiewając później przez lata partię Maria, zawsze po słowach Toski protestował: Nie, to nieprawda, to nie są sztuczki. Oczywiście, nie mógł tego zaśpiewać (w końcu ta fraza nie powróciła na stałe do partytury), ale mówił bez słów, mimiką i gestem – i zaprzeczenie stawało się wyraźne. Popatrzmy, jak to wyglądało w 1985 r. w Met (Tosca - Hildegard Behrens, a fraza Florii, o której wspominam pojawia się w 8 minucie).
Scarpię w tej monachijskiej premierze z 1976 r. śpiewał Sherrill Milnes, który tak wspomina ów cykl spektakli: Była to produkcja o wielkiej sile wyrazu, pokazująca Cavaradossiego jakby był naprawdę torturowany, do tego stopnia, że nie mógł ustać na nogach. Stawy palców miał połamane i zakrwawione, tak że w III akcie prawie nie był w stanie pisać listu do Toski. To naprawdę dowodziło, jak Cavaradossi poświęcał się dla swych politycznych ideałów, jak był zaangażowany w ruch wolnościowy. Plácido zawsze stawiał mi potężny opór w II akcie, jego okrzyk "Vittoria, vittoria!" był jak rzucona mi w twarz rękawica. Wyzywał MNIE, Scarpię, nie publiczność. Wzajemne relacje i napięcie między nami były niemal namacalne. W takiej chwili nawet ktoś, kto nie znałby opery, musiałby się domyślić, o co chodzi. Przyjrzyjmy się dramatyzmowi tej sceny w filmowej wersji Toski z 1976 r, (Domingo, Milnes, Raina Kabaivanska).
Domingo przyznaje, że właśnie reżyser Götz Friedrich uświadomił mu pewne dramaturgiczne aspekty libretta. Cała akcja Toski rozgrywa się w ciągu jednego dnia, a Cavaradossi rozpoczyna go dręczony niejasną obawą. Nie zna jej przyczyn, ale przybywa malować obraz w kościele Sant’ Andrea della Valle z przekonaniem, że to będzie dziwny dzień… Trzeba starać się przekazać ten szczególny stan jego duszy. Gotz powiedział, że należy śpiewać "Recondita armonia" jakby z przeczuciem nadciągającego nieszczęścia. Spotkanie z Angelottim pogłębia obawy Maria i dlatego następującej po nim sceny z Toscą nie wolno grać zbyt lekko. W I akcie w zachowaniu Maria powinien być wyczuwalny lęk, niepokój i zdecydowanie, a także fakt, że głęboko podziwia on i szanuje Angelottiego, wolnomyśliciela o radykalnych poglądach. Gdy Angelotti prosi go o pomoc, Mario uświadamia sobie, co oznaczało owo dziwne przeczucie. Dlatego jest niemal zirytowany, że Tosca chce w tym niebezpiecznym momencie robić mu sceny zazdrości i traktuje ją z widocznym zniecierpliwieniem. . Oto Recondita z 1992 r., w transmitowanym na żywo na cały świat spektaklu, realizowanym w czasie i miejscach, w których toczyła się akcja Toski
Jego całe zachowanie jasno wskazuje, że Cavaradossi jest silniejszą osobowością niż Tosca. - mówi dalej Domingo. Zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znalazł z powodu swych politycznych poglądów, ale ukrywa to przed ukochaną prawie przez cały czas. W ostatnim akcie wie doskonale, że zginie. Zna świat polityki i ma świadomość, że Scarpia nie mógłby go oszczędzić. Muzyka wyraża zarówno jego przekonanie, że idzie na śmierć, jak i pogodzenie się z tym faktem. Ale Mario nie ma serca powiedzieć Tosce, że jej iluzje nie mogą się spełnić, że to był tylko okrutny żart. A więc gra przed nią. Cóż innego mógłby zrobić? Wie, że oboje nie mają szansy uciec, a w ten sposób mogą przynajmniej cieszyć się kilkoma minutami szczęścia, zanim nadejdzie kres. Wszystkie te uczucia, kłębiące się w duszy Maria, a pozostające w zgodzie z jego charakterem i logiką akcji, znajdują swe odbicie w muzyce. Ale nie ma ich w słowach libretta! (Nie ma do tego stopnia, że Józef Kański w Przewodniku operowym, wydanie PWM z 1967 roku, w ogóle ich nie zauważa, pisząc, iż zakochani radośnie witają blask jutrzenki, jako symbol bliskiej już wolności i szczęścia). Trzeba więc tragedię ostatnich chwil Cavaradossiego wyrazić OBOK tekstu – środkami wokalnymi i aktorskimi – tak, by Tosca wierzyła Mariowi, a publiczność nie miała wątpliwości co do jego prawdziwych przeżyć. Domingo robi to po prostu genialnie. Raz jeszcze spójrzmy na filmową wersję Toski z 1976 r., z Rainą Kabaivanską.
225 razy hiszpański tenor wcielał się na scenie w postać Cavaradossiego. Ta rola ugruntowała jego pozycję na początku kariery, w Mexico City (była to druga główna rola – i pierwsza zaśpiewana w Teatro de Bellas Artes, 30.9.1961). W tejże roli po raz pierwszy pojawił się w bezpośredniej transmisji radiowej z Met, 15.2.1969, zaledwie 5 miesięcy po debiucie na słynnej scenie. W pewnym stopniu dopomógł przypadek. Domingo był właśnie w gabinecie dyrektora, Rudolfa Binga, gdy ów otrzymał wiadomość o nagłej chorobie tenora, który miał zastąpić niedysponowanego Franco Corellego w rozpoczynającym się za kilka minut spektaklu. Już po chwili Domingo, pospiesznie przebrany w kostium, stał na scenie, śpiewając partię Cavaradossiego po raz pierwszy w Met, po raz pierwszy w transmisji radiowej – i po raz pierwszy u boku wielkiej Birgit Nilsson. Był niewyobrażalnie dobrym Cavaradossim – wspomina szwedzka śpiewaczka. – Grał wspaniale. BYŁ postacią, ŻYŁ jej życiem – i do tego wszystkiego cudownie śpiewał . Na szczęście nie musimy wierzyć Birgit Nilsson na słowo, bo istnieje, wydane na CD przez Nuova Era, nagranie tego niezwykłego wydarzenia (tym trudniejszego dla Dominga, że transmisja dotyczyła jak zwykle spektaklu popołudniowego, a wieczorem artysta śpiewał jeszcze planowo w Gali operowej Met I akt Madamy Butterfly). Tak zabrzmiał wtedy finał Toski: https://www.youtube.com/watch?v=jxEBE831BEI
Wszystkie cytowane wypowiedzi Plácida Dominga pochodzą z książki Heleny Matheopoulos My Operatic Roles i z autobiografii artysty My First Forty Years. Miłego słuchania
Miauuu! Ja nie mam przyjęmnościów! Duża na bałkona nie puszcza! A wszystko przez Ciorną, bo kichła! Jak ją dopadmnę to jej miauknę do suchu że co to se ona myśli kichusiać! A mniamuśnościów też malutko, ino na pół ząpka Książniczka Ofelja
A ja byłam na fajnym spacerku, pooglądałam ptaki, rzadkości nie było, ale zawsze ptak to ptak. Tyle że się nie wyspałam, ale mam zamiar nadrobić to jutro. Miłego weekendu wszystkim. Duża
Ofelio, jeszcze za chłodno na balkoning, niestety. W ubiegłym roku chyba w polowie marca było znacznie cieplej? A terazkotki muszą cierpliwie czekać na balkonowe atrakcje Sprobuj wytargować od Dużej jakąś mniamuśną rekompensatę za brak balkoningu
U nas też balkoningu jeszcze nie ma. Ale chyba juz niedługo...