Ja tam biustosz noszę zawsze, bo inaczej boli. No - przy średniowiecznych rzeczach nie, bo one tam raczej podtrzymują. Znaczy w męskim stroju do boju to jednak "w", bo pod przeszywanicą nie widać

.
Co ja mogę jeść - dawno temu byłam na Sylwestrze, gdzie pan kelner (wiedzący, że ja delikatna i mnóstwa rzeczy nie mogę) po wysłuchaniu listy rzeczy co tak i upewnieniu się co do dolegliwości stwierdził z uśmiechem: Aaa, dieta nr 7 i przez całą noc dostawałam wyłącznie rzeczy, które mogę jeść

. Tylko nie wpadłam na to, by zapytać skąd on to wie i gdzie to mogę znaleźć.
Pieczywo - wyłącznie białe, żadnych otrębów, nie może być kwaśne (żytnie odpada w przedbiegach).
Masło tak, margaryna nie bardzo, smalec zdecydowanie nie (ale i tak czasem jadam a potem za to płacę).
Mleko, śmietana, ser biały - w bardzo ograniczonej ilości i już wiem że o ile np. capresi jest ok (byle nie za dużo), to mascarpone odpada ze względu na jelita i to bez względu na ilość.
Wędliny - nie tłuste, nie mocno przyprawione, absolutnie nie mocno konserwowane, albo "z przywróconą świeżością".
Mięso ok, jak nie smażone ani duszone z dużą ilością cebuli, też raczej chude.
Owoce - dojrzałe, za wyjątkiem jabłek (tylko pieczone lub gotowane), gruszek, śliwek, truskawki też nie (uczulenie z gatunku śmiertelnych, sam zapach mnie cofa długo i wytrwale), agrest ostrożnie, podobnie porzeczka czerwona, arbuz absolutnie, melon kiepsko, rabarbar (chyba to ta kategoria) odpada totalnie.
warzywa - ziemniaki, marchew (nienawidzę), sałata jak mało, pomidor ok, ale nie za dużo na raz i bardzo dojrzałe, seler (?), pietruszka, czosnek. Reszta w zasadzie odpada - żadnych kapustnych, strączkowych, ogórków i pokrewnych; cebula też w ilościach większych zakazana. Cierpię bo kocham szczaw i buraczki - niestety po talerzu zupy miałabym atak kolki więc czasem jak mam okazję, to "ukradnę" od kogoś pół łyżeczki.
Makaron, ryż, kuskus, drobna kasza tak (i nie za wiele) - gruba i gryczana odpada, choć lubię. Ale nie jadam, chyba że w ilości pół łyżki
Cukier niby nie za dużo, ale bez słodyczy (zwłaszcza czekolady) nie dałabym rady z moim pośpiesznym metabolizmem. Sól oszczędnie, ale bez przesady. Nie powinnam niby dużo przyprawiać, ale jedzenie z hurry curry mimo że naprawdę przyprawione hardcorowo, nie szkodzi mi. A już babeczki z Miss Cupcake z kremem na bazie serka mascarpone, mimo że pyszne i świeżutkie są absolutnie wykluczone

czasami mam wrażenie, że mój organizm prowadzi ze mną jakąś skomplikowaną grę, której zasad nie potrafię do końca pojąć, bo jak mi się wydaje, że ogarniam, to coś się dzieje i przestaję cokolwiek rozumieć. Może ty, morelowa?