
nie wiem nawet kiedy się wymknął, raz w ciągu dnia była taka sytuacja, że było małe zamieszanie w drzwiach (ktoś wchodził, ktoś wychodził, mały przedpokój, ja zajęta gośćmi), możliwe, ze wtedy. A ja potem pracowałam i nie zauważyłam braku kota. Zdziwiłam się jak wróciłam z małych zakupów, ze tylko Wanila ochoczo przegląda siatkę i tknęło mnie i zaczęłam szukać: najpierw w domu, potem łaziłam dookoła bloku... w końcu sąsiadka wisząca na parapecie pyta się mnie, czy kot mi nie uciekł. ja na to 'widziała pani mojego kota?!' biedna owrzeszczana sąsiadka się zestresowała, ale w końcu udało mi się z niej wyciągnąć, że inna sąsiadka go wzięła. no to lecę tam, dobijam się, otwierają się drzwi, 'Masz mojego kota?!,' pytam - nie grzeszyłam grzecznością, trochę mi teraz wstyd.
niestety stres się tu nie skończył, bo się okazało, że Cynamonek się u nich źle zachowywał i.. 'jakiś pan z drugiej klatki go wziął.' Córka sąsiadki poszła tam, ale pan zaginął. no to mój stres sięgnął już wtedy zenitu. Iza przyjechała. Staliśmy wszyscy pod blokiem, debatując co zrobić, aż tu nagle miauknięcie słychać: Cynamonek w rabatce podokiennej ukryty!
z tego wszystkiego nie podziękowałam nawet porządnie za pomoc, bo musiałam szybko do domu iść, bo jak mi nerwy opadły to mi się ryczeń chciało a już dość widowiska zrobiłam - cała klatka wisiała na parapetach na koniec

Cynamon skubaniec, zero stresu, szybko ziemię z siebie otrzepał i wyglądał jakby znów chciał wyskoczyć na małe zwiedzanko
