Bo ja tego kota znam już jakieś pół roku i się nim zawsze zachwycałam. Jest duży, antracytowo czarny, a białe ma koniuszki łapek (same paluszki) i czubeczek ogona i ma bielutkie, śnieżnobiałe wąsiki
Ma złote oczy i jest PIĘKNY. A do tego wielki pieszczoch i całuśnik.
No i wczoraj uznał, że teraz albo nigdy i nie odstąpił mnie na krok, szedł za mną jak piesek, miauczał, wywalał brzuszek i robił WSZYSTKO, żebym go zabrała. Zauważyłam, że mocno łzawi mu jedno oczko, wzięłam go na ręce. Mruczał, tulił się i całował mnie. Zabrałam go do weterynarza, (w nocy!), lekarz powiedział mi, że powinnam wziąć takiego fajnego kocurka

, bo on do tej pory nie widział podwórkowego kota, który zachowywałby się tak ufnie i przyjaźnie. A jak w nocy będzie mi rozrabiał, to zawsze mogę go wypuścić i po sprawie.
A on nie rozrabiał, był grzeczny jak anioł, zjadł i poszedł spać, wytuliwszy się wcześniej i wcałowawszy mnie.
Dziś rano poszłam z nim do weterynarza po leki na robaki i coś na to oczko i na ogólny przegląd.
Powiedział mi, że ten kot zachowuje się jak domowy pieszczoch, a nie jak podwórzowy dziczek!
Zgłosiłam fakt uprowadzenia kocurka pani karmicielce, a ona o mało się nie rozpłakała z radości i powiedziała, że ten kociak nie pożyłby długo na osiedlu, bo inne koty go nie akceptowały a on się ich bał i że w ogóle źle się czuł na zewnątrz i bardzo potrzebował domu.
Jest chudzieńki, ale i tak waży 3,5 kg.
A żeby już było całkiem śmiesznie - dziś przyszła paczka z Animaliów, z jedzonkiem dla Jaśminki, zamówiłam dwie paczki Mastery i dołączono mi do nich - śliczną MISECZKĘ. Czyż to nie jest niesamowite?
