Naczytałam się trochę waszych historii, także potrzebuje, aby wyrzucić z siebie moja.
Wczorajszego wieczora po 11 latach życia odszedł ode mnie mój ukochany kotek Cynamon

Bardzo, bardzo go kochałam, a on nie widział swiata poza mną. Był to kot pełen energii zawsze, szczęśliwy, a przede wszystkim zdrowy.
Tydzień temu zaczął brzydko kaszleć, a wiec tak jak co roku jako, ze to kotek długowłosy myślałam, ze to kłaczki. Podałam mu pastę i czekałam na rozwój sytuacji. W niedziele zauważyłam, ze biedak ma lekki problem z oddechem i oddycha brzuszkiem. W poniedziałek było podobnie, pomimo tego zachowywał się jak zawsze, miał apetyt, tulił się i bawił. Wczoraj gdy to się utrzymywało zdecydowałam zabrać go do weta. Kotek sie bardzo zestresował, zaczął oddychać pyszczkiem z językiem na wierzchu. Próbowano mu pobrać krew lecz bez skutku. Jak najszybciej wysłano nas do kliniki do miasta, aby wykonać mu rtg i usg. Na usg okazało sie, ze ma straszne ilości płynu w płucach i to powodowało utrudnienia w oddychaniu… natychmiastowo zrobili mu punkcję i ten płyn odessali. Po tym widziałam, ze kotek już trochę lepiej oddycha. Powiedziano mi, ze jego stan jest stabilny i ze teraz dadzą mu leki, a około godziny 21 do mnie zadzwonia żeby go odebrać do domku. Tak tez zrobiłam, z nadzieja wrocilam do domu i wyczekiwałam telefonu. Po 20 dostałam telefon, ze kotek odszedł


Dziękuje za możliwość podzielenia sie tym.