Nigdy nie prowadziłam tu swojego wątku, byłam raczej tylko czytaczem, ale chyba nadszedł już czas
3 tygodnie temu odeszła moja kociczka. Bezlitośnie nas zostawiła umierając na PNN. Nas tzn. mnie i kota Klemensa - jej brata. Od tamtej pory zaczęły się poszukiwania towarzyszki dla Klemensika (3,5 lat), ponieważ co dwa koty, to nie jeden
Matylda jest z nami od środy wieczorem i jest BARDZO płochliwa. Zresztą była płochliwa rónież w DT, także w sumie wiedziała, że nie będzie łatwo, szczególnie, że nie jest już małym kociakiem. W związku z tym proces adaptacji strasznie się ślimaczy. Nie mniej jednak są już na koncie Matyldy pewne sukcesy!! Otóż dzisiejszej nocy skorzystała z kuwety Klemensa i zrobiła pierwszą kupę
(tak, wiem, że trochę późno, ale najwidoczniej dziecię było bardzo zestresowane. A wczoraj dostała parafinę, żeby uprościć jej sprawę
(wcześniej upatrzyła sobie kanapę... Kolejną sprawą jest kot Klemens, z natury przyjaciel wszystkich
Na początku wiedział, że coś się święci, ale nie wiedział co i to nawet długo. Matyldzia była też przez 2 dni na kwarantannie, ale i tak miał szansę ja parę razy zobaczyć, niestety jakoś był mało uważny i patrzył nie tam gdzie trzeba
Jednak w końcu doszło do spotkania... Gdy Klem ją zobaczył zaczął przyjacielsko miauczeć i troszkę podchodzić, ona odwdzięczyła się fuknięciem, no to on zaczął buczeć "uuuuuuuuuuuu", a następnie poszedł sobie
W nocy dałam się kotom bliżej zapoznać i wyjaśnić pewne sprawy
Wreszcie oststnią i najtrudniejszą sprawą jestem ja - człowiek. Matylda kompletnie mi nie ufa, boi się mnie
Czy koś z Was miał podobne doświadczenia? Macie jakieś rady, jak przekonać do siebie taką strachulkę? Nie oczekuję (na razie







