Po śmierci Lulu nie szukałam nowej kotki. Kilka osób pisało do mnie z propozycją jakiegoś maluszka, albo już dorosłej kici, ale nie zdecydowałam się na adopcję żadnego z tych kotów; byłam pewna że już nigdy nie będę miała kota. Julka została znaleziona przypadkiem i wyglądało to dokładnie tak, jak kiedyś z Lulu. Przypadkiem trafiłam na aukcję Allegro tego kota, sprawdziłam zaraz czy jest na miau i napisałam do osoby, u której była. Gdybym miała to określić w kilku słowach, to była to błyskawiczna akcja "odbijania" naszego kota z rąk przemiłej Pani, która dbała o nią i kochała przez ostatnie 3 tygodnie. Nie planowałam tego, ale widać tak miało być. Kotka została adoptowana dzięki poznańskiej Fundacji ANIMALIA której bardzo dziękuję. Julka jest koteczką urodzoną na działkach, jeszcze do 8 grudnia mieszkała na działkach. Trafiła do nas po odrobaczeniu i odpchleniu z książeczką zdrowia, grudką siuśków

A oto bohaterka wątku:


Julka jest z nami od 27.12. Początkowo jadła i odwiedzała kuwetę tylko nocą, a siedziała albo w jakimś kącie, albo w kartonie z wyciętym specjalnie dla niej wejściem - taka jakby mysia nora. Teraz śpi na posłanku, swobodnie chodzi po mieszkaniu, je i kupka także w dzień. Jest ogromnym pieszczochem. Mogę powiedzieć, że właściwie już się oswoiła. Jeszcze ona sama do nas nie przychodzi, ale wzięta na ręce nie protestuje i tylko by się miziała, miziała, miziała...


edit: Roman od strony 10
