vailet pisze: Za radą Blue zrobiłam wymaz,nie że to mój pomysł.
Ja napisałam przede wszystkim że dla mnie to wygląda na niegroźnego drożdżaka co najwyżej którego często to i nawet leczyć nie trzeba...
Owszem - jeśli już chce się coś takiego leczyć to posiew jest podstawą diagnostyki, to prawda i coś takiego napisałam.
Szkoda tylko że wet przystał na Twoją propozycję zrobienia posiewu ze zmiany potraktowanej dopiero co preparatem na grzyba

To mi nieco podważa wiarę w jego kompetencje...
Bo on powinien ten posiew pobrać zanim lek zastosował lub go odstawić i poczekać. Za bezpieczny czasu uważa się dwa tygodnie.
Zgadzam się z niektórymi wypowiedziami w wątku.
Leczysz u kotki wszystko, chaotycznie, wprowadzasz własne modyfikacje, jak coś usłyszysz, o leku, kuracji, przyjmujesz te informacje bezkrytycznie.
Wierzę że kotka może źle się czuć, ma prawo. Nie zgadzam się z twierdzeniami że kot cierpiący nie piszczy, nie zawodzi - może jak najbardziej.
To co pisałaś o leczeniu lamblii, o zmniejszonej dawce leku...
To najgorsze co można zrobić. Nie ma żadnych większych korzyści dla organizmu z takiego postępowania, za to jest złamaniem podstawowej zasady przy leczeniu lambliozy.
Lamblie przetrzebione lekiem, ale nie wybite do końca - chowają się w pęcherzyku żółciowym, przestają rozmnażać. Nie ma ich wtedy w wynikach badania kału. Ale one są, jak najbardziej (mogą nawet dalej dawać objawy jeśli wynikają one z uczulenia na pasozyta).
I w pewnym momencie wylezą silniejsze o nową umiejętność - zwiększoną odporność na użyty w zbyt małej dawce lek.
Nie mam czasu za bardzo prześledzić całej historii koteczki, ale może weź ją po porostu na dietę lekkostrawną, wprowadź probiotyki, podawaj leki na wątrobę (z kiedy masz ostatnie wyniki? Co w nich wyszło?), doraźnie no-spę jeśli widzisz że brzuszek ją boli.
I pozwól kotce odpocząć od medycyny?