Patrząc na Jancię, zupełnie nie wygląda ona na kota, który miałby szybko opuścić ten padół

Robi niezły bałagan szalejąc z myszami i mnąc mi dokumenty:) Piszę tak, bo takie mam wrażenie, chociaż wiem, że choroba jej jest nieuleczalna i może się objawić w każdej chwili...
Parząc na moje działania "przy Jasi", to ja już właściwie jej nie leczę - pokropię karmę witaminami i dam essentiale - tyle. No i karmię dobrą karmą, czego po Jasi prawie nie widać. Pozytywem jest tylko to, że jest tu czysto, nie ma innych kotów, a więc nie ma zarazków. I dużo to, i mało zarazem, patrząc na jej miłość do innych zwierzaków.
Powiem tak, chociaż może to zabrzmi źle - życzyłabym bardziej Jasi roku w kochającym domu ze zwierzakami, które kocha niż 10 lat w samotności, nawet ze spaniem na poduszce, bo mi się serce kraje kiedy słyszę jak miauczy zostawiana sama w domu...
EDIT: ja niestety nie mogę służyć domem dla innego kota, prawdopodobnie do listopada.