Wybaczycie, że nie będę kolejno cytować? Nie macie wyjścia

zwlokłam się jakoś, ale jestem raczej trupem i nie mam siły ciąć, kopiować i wykonywać wszystkich tych czynności. Więc jakoś postaram się ogarnąć to zbiorczo

i jakoś w miarę składnie
Justyn wrócił bardzo późno bo długo to wszystko trwało. Ale, co w sumie jakieś optymistyczne - mimo wielu godzin czekania, w dwóch szpitalach, jest pod wrażeniem profesjonalizmu i życzliwości. Od portierów i ochrony, przez średni personel medyczny i techniczny, po lekarzy. Był po prostu zbudowany podejściem do pacjenta. W tej ogólnej mizerii polskiej służby zdrowia tu przynajmniej nie ma się do czego przyczepić, przeciwnie.
W obu szpitalach - SOR na WAMie i w szpitalu Biegańskiego (zakaźny) usłyszał, że pogryzienia przez psy to plaga. Mają mnóstwo przypadków i ta liczba rośnie, staje się problemem. Pewnie nie ma statystyk, albo my ich nie znamy, ale tak właśnie mówili lekarze i ratownicy.
Całe szczęście, że zadzwoniłam wczoraj z konsultacją do weta

Bo Justyn twierdził, że samodzielnie da radę, ale wet upierał się, że nie ma żartów, chodzi o zycie bo ewentualny tężec i jeszcze w domyśle wścieklizna. Mówił do mnie jak do osoby z deficytem umysłowym i kilka razy podkreślał - koniecznie na SOR. W sumie dobrze bo Justyn się wahał.
Na WAMie dostał surowicę i receptę na antybiotyk oraz skierowanie do zakaźnego. Justyn zapytał kiedy może się tam udać. Usłyszał bezwzględne natychmiast. To pojechał. Zapytał lekarkę czy szczepienie jest konieczne. Okazało się, że bez dyskusji. To teraz ma rozpiskę. Tężec x 3, to w swoim POZ. I jeszcze 4 wścieklizny, rozpisane datami i to w szpitalu. No trudno.
Teraz Justyn się wstydzi bo lekarka zrobiła mu wykład o odpowiedzialności, a raczej jej braku. W sytuacji pogryzienia trzeba bezwzględnie wzywać policję. Justynowi się udało bo jest sprawny, ale dla kogoś innego mogło się to skończyć tragicznie. Nie było policji, nie ma świadków, nie ma konsekwencji, a być powinny. Dla nieodpowiedzialnych właścicieli psa.
Nawet mnie jest głupio. Justynowi zaś jest głupio straszliwie. Tłumaczy to w ten sposób, że w szoku, szczęśliwy że udało mu się wyjść w całości z tego zdarzenia, że udało mu się obronić przed atakiem, po prostu nie pomyślał. Myślał tylko o tym jakiego miał farta. Błąd, którego prawdopodobnie nie da się naprawić.
Teraz Justyn dogorywa. Już w nocy to wszystko zaczęło się czerwienić i puchnąć. I dopiero teraz boleć. Więc szczęśliwie jednak na ten SOR pojechał bo moglibyśmy mieć dzisiaj poważny problem.