Pewnie, że tak jest, jak piszesz.
Mam taką ciekawostkę a propos, dowiedziałam się niedawno, że z szylkami jest problem w schronach (przynajmniej w tym naszym). Takie cudeńko, roczna
Celinka, czeka od lutego na swoją szansę. Oto, co o niej piszą:
Celinka powoli zaczyna ufać ludziom - gdy do nas trafiła potrafiła nas atakować! ⛔️ Teraz absolutnie nie używa ani pazurków, ani zębów. Zobojętniała, jakby wiedziała, że trudno jest być szylkretką w schronisku…
Parę osób rezygnowało z Celinki z powodu jej umaszczenia. Kotka jak na swój wiek (około roku) jest bardzo spokojna, uwielbia odpoczywać, zwłaszcza ze swoimi kocimi koleżankami. Nie zabiega o kontakt z człowiekiem, ale głaskaniem za uszkiem nie pogardzi.
Szukamy dla niej domu, który nie będzie miał oczekiwań względem swojej kociej przyjaciółki, tylko pozwoli jej być sobą.
Hmmm, już nie tylko rude wredne (oczko do Mirki

), ale i szylkretki. Nie wiadomo, co komu w głowie siedzi...
A pozwolę sobie tutaj, w przecież 100-procentowo kocim

wątku na sentymentalny smutek. W niedzielę ostatni raz będzie można odwiedzić Zadorę, naleśnikarnię na Starym Mieście, bardzo swojego czasu (chyba do tej pory?) popularną. Ostatnio nie, ale za studenckich czasów i trochę później często w niej bywałam, czasem z koleżankami, czasem na jakiejś randce

Stały przy wejściu, pod ławeczkami miski z jedzeniem dla staromiejskich bezdomniaków. Wizytówka Zadory wyglądała kiedyś tak:

Czy w ostatnich latach też przychodziły tam koty? Tego nie wiem. Nie chodziliśmy z Krzyśkiem, bo "opcja żywieniowa" mi się zmieniła kilkanaście lat temu, ale kilka miesięcy temu przeczytałam, że mają i skromną ofertę dla wegan, więc stwierdziłam, że muszę Krzyśkowi to sympatyczne miejsce pokazać, i tak szliśmy, szliśmy... i nie doszliśmy, a w niedzielę knajpka po 26 latach przestanie istnieć

Może jeszcze w niedzielę uda się w ostatniej chwili? Ale czy nie będzie zbyt wielu chętnych, czy się dopchamy?
Do knajp i szeroko rozumianych jadłodajni chodzimy bardzo rzadko, tym bardziej, że opcja wegańska w Lublinie jest niestety bardzo skromna. Za miesiąc minie rok, od kiedy zamknęli jedyną stricte wegańską: Pomylone Gary. Podano mętne powody, problemy finansowe, wypowiedzenie najmu przez właściciela kamienicy... Trudno powiedzieć, jak to było naprawdę. Zrobili wtedy wyprzedaż wyposażenia, Krzysiek pojechał i za parę złotych kupił 2 średnie i 2 małe talerze, ładne, oryginalne, ale po co mi tyle talerzy

Dobrze, że za naprawdę symboliczna cenę. A wysłałam go po... transporter. Wśród setek mniejszych i większych rzeczy na tej wyprzedaży znalazł się i transporter, taki starego typu, ale nie zniszczony i całkowicie sprawny. Skąd tam? Nieistotne, ważne, że wyczyściłam go (był prawie nieużywany, ale kurzył się gdzieś długo) i poszedł do Kocich Aniołów, tej fundacji z Lublina, o której parę razy tu wspominałam. Bardzo fajnie się wtedy zgrało, bo w ten sam dzień został wykorzystany przez jadącego do DS kota. Ale Pomylonych Garów brakuje. I teraz będzie brakowało Zadory. Co zrobić
