Dzisiaj, po raz pierwszy (niestety) od kilku miesięcy nasza poranna z mamą rozmowa nie dotyczyła Kocia. Nie było relacji o tym czy zjadł, czy przyjął leki, czy kichał, jak ocenić jego samopoczucie. Smutno jakoś i pusto w domu.
Najbardziej mi żal, że dostał tak w sumie niewiele czasu w domu, w którym był niewątpliwie szczęśliwym kotem (jakoś niecałe 4 lata). Nie wiemy ile miał lat, ani w jakich okolicznościach stracił dom, bo że go miał kiedyś, nie ma wątpliwości. Mama uważa, że kiedyś w tamtym domu był jakby "tresowany". Tak wyglądało jakby bał się wchodzić na stół czy blaty kuchenne. Nieśmiało zaczął to robić dopiero po dłuższym pobycie u mamy. Był mądrym i bardzo słodkim kotem, spokojnym i zrównoważonym pieszczochem.
Podstawowym założeniem było, że on nie może cierpieć. I niestety nie do końca nam się to udało. Mama sygnalizowała, że on się źle czuje, a ja tego nie chciałam słuchać. Zmylił nas (niestety głównie mnie) zresztą bo jego ostatnie dni były bardzo dobre. Cały czas miał apetyt, przychodził na mizianki, chodził za mamą krok w krok. Aż w poniedziałek się załamał. W poniedziałek rano nic na to jeszcze nie wskazywało, ale później pogorszyło mu się (w sensie izolowania się i kompletnego braku zainteresowania jedzeniem i kontaktem, wręcz niechęcią do fizycznego kontaktu) i tak biedak dotrwał do wizyty weta. Ta opóźniona reakcja to niestety moja wina i źle mi z tym.
W domu jest po prostu pusto, w domu w którym zwierzęta były zawsze, a teraz nie ma. Nie wiem jak mama sobie z tym poradzi. Z drugiej strony objawił sie przy okazji Kocia w całej krasie problem ludzi starszych i ich zwierząt, zwłaszcza zwierząt, które chorują. Widziałam jak mama ogromnie przeżywa chorobę Kocia, jak sobie z tym emocjonalnie nie radzi, jak ją to dołuje. To oczywiście zawsze jest dołujące, ale w młodszym wieku po prostu lepiej się to znosi. Było też kiepsko od strony fizycznej m.in. z powodu notorycznego nie dosypiania. Coś, co nie jest problemem, od pewnego wieku się nim staje.
Chciałam też powiedzieć, że nigdy nie jest si.e na odejście bliskiego gotowym. Czy to jest długa wyczerpująca choroba, czy nagłe odejście (tak jak pisałaś o kotce synowej Izo, straszna też historia) nie da się na to przygotować
Nie jestem pewna czy to jest dokładnie to, co chciałam napisać w pożegnaniu Kocia, ale się starałam.
I bardzo Wam wszystkim dziekuję za wyrazy współczucia i wsparcie