Przez 11 lat swojego życia miał dom, rok temu z powodu nowej żony dotychczasowego opiekuna trafił na ulicę i był dokarmiany przez dwie panie, które w pewnym momencie postanowiły znaleźć mu dom.. I tak trafiły na mnie, bo jako jedyna odpowiedziałam na ogłoszenie zamieszczone na fb. Opisały mi historię kota, zatajając przy okazji (dość częste, niestety, zjawisko) kilka istotnych szczegółów, między innymi to, że zwierzak absolutnie nie uznaje siedzenia w domu oraz że znaczy teren (został wykastrowany w wieku 8 lat i całe życie był kotem wychodzącym (wychodził, kiedy chciał). Dowiedziałam się o tym po kilku dniach od przyjazdu kota...
Problem polega na tym, ze Puzon non stop i bardzo głośno domaga się wypuszczenia na dwór i nie ma dnia, żeby czegoś w mieszkaniu nie oblał... Wiadomo, że stresuje go nowe miejsce, obce kocie stado i obserwowanie świata tylko z zasiatkowanych okien, ale przyznam, że nigdy z takim przypadkiem nie miałam do czynienia - po wypuszczeniu z pokoju, w którym sypia i w którym się dość pewnie czuje, galopem biegnie do drzwi i głośno wyje (bo nie można nazwać tego miauczeniem), za wszelką cenę próbuje sforsować siatki w oknach i robi wszystko, abyśmy do wypuścili

Podaję mu krople Bacha (Rescue Remedy), ma założoną antystresową obrożę, ale problem się nasila...
Co mogę zrobić, aby mu pomóc? Czy jest szansa, ze zaakceptuje nową sytuację? Wypuszczanie kota na dwór nie wchodzi w grę...