czitka pisze:Wojtek poszedł po rybkę, może Mama coś w końcu zje.
To opowiem na spokojnie. Była dziesiąta wieczorem. Moje w domu, Obcia nie ma, mówię do Wojtka- idziemy na spacer uliczką moją, może się znajdzie po drodze, bo Obcio na antybiotyku. No to idziemy. Obcia nie ma, wracamy. Im bliżej domu tym bardziej dymno
Patrzymy na dach a tam korona ognia, na ponad metr wysoka. Dzwonię po Straż Pożarną, dwa wozy na sygnale, proszą o wiadra z piaskiem
Czy ma pani piasek? No taki z kuwety mam tylko...Budzimy sąsiadów, obok budowa, biegamy z wiadrami.
Zasypali od góry. To teraz idziemy do wyczystki. A gdzie wyczystka? W piwnicy. To idziemy. -Ale tam jest zwierzę z podejrzeniem wścieklizny na kwarantannie...A strażacy, że muszą wyczyścić. I pytają, kto będzie łapał kota....muszą wejść. My, że my.
Jakimś cudem na oknie przerażoną kotkę udaje się zastawić kontenerem i sama wskoczyła, ale nigdy więcej! Kotkę wynosimy, boi się płacze. A w wyczystce nic
Dzwonie do kominiarza, a on , że jest noc i nie jest w stanie, bo sobota. Nie było z kim gadać.
W międzyczasie właśnie zbudzona sublokatorka pyta co się dzieje, a ja, że nic, że tylko dom się pali, proszę spać spokojnie. Aha, powiedziała, i poszła spać spokojnie.
Ostatecznie pożar ugaszono od góry, ale mógł zostać gdzieś w środku i strażacy polecili nie spać, tylko czuwać, czy sie pion kominowy zaczopowany nie zapali, czyli na wysokości parteru, czyli mieszkania.
Zgasło, zadusiło się, żyjemy.
Mama zrobiła siku