Dzieki za wsparcie... juz po wszystkim...
Zabieg trwał półtorej godziny (razem z wybudzeniem), odebraliśmy koty na chodzie, operacja była jednoczesna tzn. oba koty-dwóch lekarzy na raz,
pojawiła się niestety mała komplikacja podczas operacji - i o tym chcialabym napisać, jesli ktoś tak jak ja bedzie miał kiedyś wątpliwości KIEDY kastrować kota...
Otóż okazało się, że narządy moich 7-miesięcznych kocurków są jeszcze tak małe i tak mało rozwinięte, że weterynarz powiedział, że nie wyobraża sobie wcześniejszego zabiegu, który mu sugerowalam.
To zapewne kwestia genetyczna. Jedno z jajeczek było (u jednego i drugiego kota) schowane bardziej w pachwinie, małe.
W zwiazku z tym trzeba było zrobić większe nacięcie i założyć szwy. Za tydzień kontrola i zdjęcie szwów. Lekarz nie wyobraża sobie, że mialby taki zabieg zrobić np. 2-3 miesiące temu...
Dlatego - jak widac - nie warto się chyba zawsze upierać przy swoim i trzeba słuchać jednego lekarza, który zna koty od początku (no chyba, ze ewidentnie nawala).
Zdjęcia moich maluchów wiszą w gabinecie, więc nie sądzę, żeby wet podchodził do nich szablonowo, naprawdę mu zależy na ich kondycji, potem dzwonił jeszcze wieczorem dopytać jak się czują pacjenci.
Zatem po raz kolejny polecam - dr Bartosz Czubek (przyjmuje w Gdyni i Gdańsku).
Koty w zasadzie zaraz po wybudzeniu zachowywały się całkiem normalnie, mialy trochę miękkie nogi i tyle. Biegają, tłuką się, aportują kuleczki... Trochę liżą szwy, ale bez przesady.
Żadnych wymiotów, nie widać, żeby coś je bolało. Dostały jakiś lek niwelujący skutki narkozy oraz antybiotyk. Jednym słowem - kurcze, chyba w ogole tego nie odczuły

No a przy okazji - przegapiłam moment i moje koty mają już wszystkie zęby stałe! A tak czekałam na jakiegoś kła na podłodze!
PS Weterynarz nie uprzedził mnie tylko, ze następnego dnia po zabiegu koty dostaną ADHD i będą latać 60km/h po chałupie...
