Leon Zawodowiec, który znika w cieniu :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lis 14, 2014 15:57 Leon Zawodowiec, który znika w cieniu :)

Witam :) Chciałam Wam opowiedzieć naszą zaskakującą historie i poprosić o rady :)
Już jakiś czas temu pisałam na forum bo z chłopakiem myśleliśmy o adopcji kota, a później zaczęliśmy rozważać adopcję dwóch... Tylko trochę przeraziły nas różne komentarze, że studentów często odrzucają mimo, że mamy własne mieszkanie itd. Przeglądaliśmy różne fundacje i ogłoszenia, kiedy nagle zobaczyliśmy kotkę syberyjską... zakochałam się od razu szczególnie, że po cichu miałam słabość do tej rasy, ale myśleliśmy bardziej o adopcji. Jednak ona całkowicie zawróciła nam w głowie, więc zaczęliśmy sprawdzać hodowlę i wszystko było ok, a do tego okazało się, że jest ona 3 km od nas :) Umówiliśmy się na spotkanie, jednak byliśmy w 90% pewni, że też nas odrzucą. Jednak Pani z hodowli okazała się naprawdę w porządku, nie oceniła nas od razu i co najbardziej mnie urzekło - nie traktowała tej hodowli jako źródła kasy jak to często jest, tylko naprawdę kochała te koty. Powiedziała nam też, że po moim mailu napisało do niej wiele hodowli, które chciały tę kotkę i musi się zastanowić. W ciągu tygodnia mieliśmy dostać odpowiedź. Tutaj znowu zaczęliśmy rozważać dokocenie, ale stwierdziliśmy, że najpierw jeśli się uda to zobaczymy jak pójdzie nam z jednym kotem. Ja miałam zawsze zwierzyniec w domu więc to nie był problem, bardziej myśleliśmy jak to będzie kiedy ja wyjdę na zajęcia i jak czasem będziemy musieli pojechać do rodzinnego domu bo mamy jeszcze dwa szynszyle, a samochód planujemy kupić na wiosnę... W tym czasie na weekend pojechaliśmy do rodzin i kiedy byliśmy na wsi u mojego chłopaka okazało się, ze jego pies zachorował i nagle zdechł :( więc szybko poszliśmy do jego domu, jednak po drodze słyszeliśmy dziwny pisk, który dochodził gdzieś znad stawu, ale wtedy byliśmy tak załamani, że nie zwrociliśmy na to uwagi... kiedy pożegnaliśmy pieska to postanowiliśmy się przejść żeby trochę się uspokoić... na zakręcie drogi znowu usłyszeliśmy ten pisk i nagle na moje stopy z krzaków wypełzał maleńki czarny kociak, który przeraźliwie miauczał... Stałam jak sparaliżowana i bałam się go dotknąć bo myślałam że gdzies w poblizu pewnie jest reszta kociej rodzinki, więc kazałam chłopakowi i koledze przeszukać krzaki a ten kociak ciąglę lgnął do mnie po czym zaczął niebezpiecznie zblizać sie do stawu i stwierdziłam, że musze go podnieść bo wpadnie do wody, a chłopaki nie znaleźli żadnego kota innego... Kolega stwierdził, że prawdopodobnie ktoś chciał potopić koty i może ten się uratował bo jak go wcześniej słyszeliśmy to bylo nad sama wodą a tam taki maluch sam by nie doszedł. I tak o to kotek siedział u mnie pod kurtką a ja wracałam do domu gdzie miałam kategoryczny zakaz "znoszenia" więcej zwierząt ;p Moja kotka domowa która miałam 14 lat odeszła rok wczesniej i został rodzicom pies, a mój tata nie chciał już żadnych zwierząt... Ale mały był tak biedny, że nawet nie chciało mi się o tym myśleć tylko pojechaliśmy prosto do lecznicy, która miała być otwarta w nocy ( to było około północy) ale oczywiście nikogo nie było, więc zadzwoniliśmy do weterynarza, który kazał nam nakamić go mlekiem, ale dodał że na pewno nie przeżyje bo on miał gdzieś ok. 3 tygodnie... nie chce nawet mówić jak bardzio się wkurzyłam na weta i go olałam po tym co mi powiedział... pojechaliśmy do apteki po strzykawke i z braku laku w domu karmiłam go ciepłym mlekiem przez cala noc, a rano szybko kupiłam specjalne dla kociąt i poszłam znowu do weterynarza. Maluch miał koci katar i był przeraźliwie chudy, ale tulił się do mnie i tak jakby ssał mi podbródek :) Jednak najbardziej zaskakujące było to, że zaraz po tej wizycie u weterynarza dostałam smsa od Pani z hodowli, że wybrała nas! Siedziałam i płakałam z radości, ale też i strachu o malucha bo było z nim źle... Napisałam jej co się wydarzyło, a ona od razu powiedziała, że nam pomoże, pisała długaśne maila z poradami i poleciła weterynarzy no wszystko wszystko! Kota zabrałam do Warszawy bo tu studiuję, mieliśmy codzienne wizyty u weta bo musiał dostawać zastrzyki, trzeba było go masować bo sam się nie załatwiał, później wyszedł świerzb, grzybica i miał moment, że ledwo go uratowaliśmy, ale się udało i Leon jest teraz z nami i ma już 2,5 miesiąca :) Świerzb wyleczony, grzybica też, po kocim katarze nie ma śladu :) Było bardzo ciężko... bywało że budziłam się w nocy, żeby sprawdzić czy nadal oddycha, a teraz? To jest kot tajfun :) Dopiero 4 grudnia bierzemy kotkę z hodowli bo woleliśmy żeby Leoś był zaszczepiony dwa razy przed spotkaniem. I tutaj zaczynam sie powoli martwić bo Leon to kot torpeda i mam nadzieję, że się nie pozabijają.
Do tego mam kolejny problem bo mały "gardzi" :P suchą karmą. On w ogóle szybko przeszedł z mleka na paszteciki. Kupowaliśmy mu bardzo dobre puszki bo był tak zabiedzony i miał zerową odporność. Nadal jest mega chudy mimo, że je ciągle tylko, że już jakiś czas próbujemy go przestawić, a on strajkuje i może cały dzień nie jeść. Gdyby był grubszy to był jakoś jego strajk przetrwała, ale ona jest taką "chudą bidą" :P i nie chce żeby zaraz stracił to co tak powoli przybrał na wadze. Chcemy karmić go BARFem tak pół na pół z sucha karmą, ale teraz to nawet się obraził na kurczaka z sercami drobiowymi ;/ Karma jest drobna i probowaliśmy ją rozmaczać to wtedy już nawet powąchać jej nie chciał.
Drugi problem jest taki, że to jest kot, który znika w cieniu żeby zaraz na ciebie wyskoczyć :P Jakby mógł to by cały czas na dwóch łapach chodził :P Wiecie jak koty robią to sławną "wiewiórę" i się wyginają śmiesznie :P To ona wtedy chodzi na dwóch łapach ciągle :P Ja rozumiem, ze to jeszcze taki głupi wiek itd. ale chce mu wyznaczać granice i mówie stanowcze NIE WOLNO, czy sycze, a juz w ostateczności idzie spryskiwacz. Spryskiwacz działa tylko na chwile i zaraz znowu robi to samo, ale najgorsze jest to, że jego nakręca wszystko co się rusza, dosłownie. NAwet jak mrugnie się okiem to bywa, że skacze na twarz polując na to oko co staję sie po prostu niebezpieczne. Wiem, że właśnie rozwiązaniem może być drugi kot, ale jeśli tak nie będzie? On jest przytulaśny tylko, że jak sie zaczyna go głaskać to zaraz robi atak na ręke. Czasem ewentualnie jak śpi z nami w łóżku i się obudzi to pięknie mruczy i daję się głaskać, ale tak ogólnie to wieczna zabawa :P I jego ulubionym miejscem do leżenia została moja szyja tylko, że kiedyś ssał moją brodę, a teraz ją bardziej gryzie :P chociaż widać, że ona to robi nie zlośliwie tylko mu sie to ssanie zmieniło wtakie podgryzanie. Tydzień temu zaczął ugniatać miekkie rzeczy i przy tym też chwyta koc w zęby i dopiero ugniata. Nie wiem czemu on wszystko pcha do pyszczka :P I ja naprawdę rozumiem jego zabawę i to, że jest młody, ale no trzeba trochę nakreślić granice bo to nie może być tak, że on tylko na nas poluje i nawet jak się idzie metr to on już się ciągnie przy nogawce spodni. Zabawek ma dużo i wybawiamy go do upadłego więc to chyba też nie w tym problem.
Poradźcie proszę co robić w takiej sytuacji :)
Poniżej zdjęcia tego jak Leoś się zmienił :) Pierwsza fotka robiona już w momencie jak podrósł i kaci katar już był mniejszy :)
[IMG=http://www.pl.image-share.com/upload/353/83.jpg]
[IMG=http://www.pl.image-share.com/upload/353/86.jpg]
[IMG=http://www.pl.image-share.com/upload/353/87.jpg]
Ostatnio edytowano Pt lis 14, 2014 16:06 przez Noely, łącznie edytowano 1 raz

Noely

 
Posty: 21
Od: Śro cze 25, 2014 13:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt lis 14, 2014 16:02 Re: Leon Zawodowiec, który znika w cieniu :)

Prześliczny kotek! I bardzo wzruszająca historia. :) A poświęcasz czas na 'wybieganie' kota? Ja swoją mruczkę jakoś tak od pół godziny do godziny dziennie męczę bieganiem za wędką z piórkami, albo laserem i spokój jest.

Rianne

 
Posty: 104
Od: Sob gru 21, 2013 21:14

Post » Pt lis 14, 2014 16:07 Re: Leon Zawodowiec, który znika w cieniu :)

Tak :) Biega dopóki nie padnie całkowicie :)

Noely

 
Posty: 21
Od: Śro cze 25, 2014 13:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob lis 15, 2014 12:45 Re: Leon Zawodowiec, który znika w cieniu :)

Właśnie od dzisiaj postanowił dodatkowo poskakać po ścianach... dosłownie. Nie wiem czy mu się wydaję, że uda mu się wspiąć tam czy co ale po prostu tajfun... biega z prędkością światła i się nie zatrzymuję... stoły, ściany, drzwi... podejrzewam, że sąsiedzi z dołu zastanawiają się co tak tupie im nad głową :P

Noely

 
Posty: 21
Od: Śro cze 25, 2014 13:53
Lokalizacja: Warszawa




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Sigrid i 14 gości