Witam
Jak w tytule...
Chyba potrzebuję wsparcia równie kochających koty jak ja..
Już prawie rok jak mój kić nie żyje. Zmarł z powodu choroby i źle prowadzonego leczenia. Wszystko trwało ponad 3 tygodnie To częściowo moja wina bo wtedy jeszcze nie miałam wiedzy na ten temat. Dołożył się pech że kot trafiał na złych lekarzy, pogarszało mu się akurat w dni wolne od pracy, leki miały działać a nie działały, do tego był nietypowym przypadkiem i kotem po przejściach psychicznych. Nie wiedzieć czemu akurat wtedy kilka razy pod rząd zawiodła moja intuicja lub ja nie posłuchałam jej głosu.
Po mimo że tyle czasu minęło potrafię nie spać w nocy tylko każde wydarzenie roztrząsać jeszcze raz i rozmyślać co mogłam zrobić inaczej,jak postąpić itd itd. Analizuję co było nie tak. Dręczy mnie że on tak cierpiał. Do tego wtedy byłam w trakcie awansu i całe dnie spędzałam w pracy...był z min mój mąż który jednak nie miał z kotem takiej więzi i umiejętności w opiece... Wymawiam sobie że mogłam olać pracę a zająć się kotem.
Miałam wrażenie że on wtedy miał żal do nas za to że nie dajemy mu spokoju tylko na siłę karminy, poimy, wozimy do lekarza...miał chyba dość nas i tej choroby. Teraz sobie myślę że może mogłam inaczej poprowadzić niektóre elementy opieki. Nie wiem czemu na to nie wpadłam wtedy. Jedyne co czułam cały czas to obawę że to się źle skończy...
To nie jest pierwszy kota który mi odszedł ale pierwszy w którego śmierci mają udział moje błędy...bardziej lub mniej nieświadomie przyczyniłam się do tego tragicznego końca...
Tak bym chciała żeby on mi wybaczył.... żeby istniało kocie niebo....