
W zeszły poniedziałek zostałam przyjaciółką ślicznej 5-miesięcznej kotki Marusi. Jest to mój pierwszy kot, więc wciąż czuję się "zielona", ale pytam i czytam gdzie się da, aby zapewnić młodej jak najlepsze warunki.
Kotka jest wspaniała, grzeczna, straszny pieszczoch, choć do obcych podchodzi z dystansem. Do nowego domu przyzwyczaiła się zaskakująco szybko, choć wciąż jest odrobinę bojaźliwa - ucieka pod łóżko, gdy ktoś wchodzi do domu (niezależnie czy ja czy mój TŻ, czy też ktoś obcy), zmyka też, gdy ktoś chodzi po domu w butach (mam wrażenie, że się ich boi).
Miałyśmy dziś pierwszą wspólną wizytę u weterynarza, doktor ją zważył (2kg wiercącego się kota), dokładnie pooglądał, podał tabletkę na odrobaczenie (na wszelki wypadek, bo odrobaczona została już raz przez rodzinę, od której ją wzięłam), koci okaz zdrowia, jak stwierdził. Mimo wszystko dał nam Atecortin, do zakraplania oczu 2 razy dziennie przez tydzień (młoda dość często miała śpiochy, choć nie wyglądały groźnie, może po to steryd). Marusia zniosła "oględziny" niesamowicie spokojnie, bez wiercenia i złoszczenia, a humorzasta też potrafi być

Za tydzień kolejna wizyta, aby omówić "dalszy plan działania" - szczepienia, sterylizacja.
Kilka zdjęć na początek, z czasem ich pewnie przybędzie



PS. nie wiem czemu obraca mi zdjęcie
