Witam,
zostałam w sytuacji podbramkowej i wstępnie pozostawiam czas na cud do poniedziałku, kiedy to koteczka niestety uśpie jak nie będzie poprawy.
Ferduś ma 9lat i jest kociakiem znalezionym przy smietniku. mieszanka z maine coonem, dość duży.
kotek jakis miesiac temu zaczal duzo pic i wiecej się zalatwiac. poczatkowo nie zwrocilam wiekszej uwagi bo zawsze latem wiecej pil, ale dodatkowo wiecej jadl i w ciagu dwoch tygodni stracil troche na wadze wiec zabralam do weterynarza. i tak w zeszly czwartek wzielam kotka do weta a w piatek zostal na robienie krzywej cukrowej. cukier 300-400, w weekend robilismy krzywa w domku i w niedziele zaczal sie koszmar. kotek ostatni posilek zjadl w popoludnie i przestal jesc i pic, w poniedzialek zabralismy go do weterynarza i juz tak zostal.
stan dramatycznie sie pogorszyl, niestety doszlo do kwasicy ketonowej. dostal kroplowki, byl karmiony strzykawka. (w czwartek ketony zniknely z krwi)
przestal sie ruszac, zalatwia sie pod siebie.
podjeta zostala proba uspokojenia cukrzycy caninsulinem, jednakze koteczek nie reagowal, cukier skakal jak szalony miedzy 170 a 550, wczoraj w nocy weterynarz postanowila sprobowac potraktowania ferdusia ludzka insulina, lentus. cukier na moment spadl do 90 po czym wrocil do 400.
kotek niestety dalej bez zmian tylko lezy i spi. ma momenty ze wyjdzie z klatki nawet na moment, niestety wyniki krwi zaczynaja sie pogarszac a kotek juz nawet ode mnie z ramion ucieka w kat klatki....
jestem w totalnej desperacji, chcialam zapytac czy jest jakas szansa czy powinnam mu ukrocic cierpienia...