Sosemigo pisze:Kot dobrowolnie się nie zagłodzi (o ile nie jest fatalnym stanie chrobowym) I nie czując suchego alternatywy, skapituluje.
Niestety istnieją koty, które są w stanie dobrowolnie zagłodzić się, a nie ruszą tego, co chcesz, żeby jadły
Mój Pucek - najstarszy, od półtora roku nerkowy - jest właśnie takim do upadłego upartym egzemplarzem. I u niego to było okresowe - zawsze był wybredny, ale były okresy, gdy jakieś 1-2 smaki mokrego bez problemu jadł. Jako junior był nawet kotem pięknie barfującym - przez 2 lata. A potem nagle koniec - odwidziało mu się. Brak suchej karmy w okolicy niczego nie zmieniał. Pozostałe moje koty karnie jadły i jedzą mokre. A Pucek, jak łapał focha - to po prostu mokrego nie ruszył. Żadne metody - dosmaczenie, kombinowanie, próbowanie wielu karm - nie pomagało. Przegłodzenie też nie - rekordowo nie ruszył jedzenia przez 2 doby. Po tym czasie musiałam "pęknąć", bo to już był czas głodówki zagrażający zdrowiu.
Odkąd Pucek ma zdiagnozowaną PNN - jest tylko gorzej. Na starcie znalazłam 1 smak z listy mokrych polecanych dla nerkowców (zanim do niego doszłam kupiłam prawie wszystkie), który mu zasmakował. A i tak przy każdym posiłku musiałam za nim biegać w kilka-kilkanaście miejsc - bo w jednym zjadał tylko trochę. Niestety po pół roku standardowo strzelił focha - i już tego Power of Nature z kurczakiem jeść nie chciał. Kolejna "runda" po mokrych dla nerkowców - tym razem 0 trafień. Nie miałam wyjścia - musiałam się poddać i kupić suchą
Jak wiadomo u nerkowca najważniejsze jest to, żeby jadł. Nawet jeśli to jedzenie jest kiepskim wyborem
Nefrolożka też tak twierdziła. I Pucek na tej nieszczęsnej suchej (wybrałam bezzbożową z możlwie najniższym fosforem - czyli kurczak z Wild Freedom, który ma 0,8 fosforu.) funkcjonował całkiem dobrze przez kolejny rok i miesiąc. Mimo, że na USG jego nerki wyglądały od pierwszej diagnozy fatalnie.
Przy ostatnim USG tydzień temu usłyszałam, że należy uznać za cud to, że Pucek przez ponad półtora roku całkiem normalnie funkcjonował z nerkami w takim stanie, i że nic dodatkowego się nie przyplątało. Niestety od połowy listopada zaczął się kryzys (pisałam o tym w komentarzu powyżej). Na tym ostatnim USG stan jednej z nerek nadal bez zmian, ale druga trochę się zmniejszyła, choć minimalnie - czyli formalnie nerki wyglądają podobnie źle, jak przez ostatni rok i 8 miesięcy.
Tyle, że mocznik bardzo poszybował w górę. Reszta parametrów też - ale to udało się zbić. Teraz Pucek w ogóle sam nie je - chociaż widać, że chce. Karmię go strzykawką Renal Liquidem - bo nie mam innej opcji. Od wczoraj dostaje Sucrolan (sprowadzony z Holandii, bo u nas od dość dawna nie ma zawiesiny z sukralfatem) plus Avilin Gastro (balsam Szostakowskiego). I to chyba zaczyna trochę łagodzić problemy nadżerkowe w przełyku/przewodzie pokarmowym - bo Pucek po raz pierwszy od 3 tygodni sam zjadł 10gr. chrupek w ciągu dnia. Przez ten czas nawet, gdy jakieś zjadał - to tylko wkładane do pyszczka z wypluwanie 2-3 razy i burczeniem. Teraz jedząc je nawet zaczął mruczeć. Oczywiście próbowałam podać mu mokre - codziennie próbuję (reszta kotów je teraz Mac's i Granata Pet nadające się dla nerkowców) - bez sukcesu.
Ale mój Pucek to w ogóle jest mega dziwny egzemplarz. Jest bardzo rzadkim przypadkiem kota, który nie potrafi być niewychodzący. Gdy nie mogłam go wypuszczać często chorował, obsikał pół domu (wszystko do czego miał dostęp). Odkąd mieszkam w miejscu, gdzie mogłam mu zapewnić zabezpieczony ogród - infekcje i sikanie zniknęło. Jest też kotem dzikim, bojącym się ludzi. Mnie zaakceptował, ale do partnera zachowuje nadal, po 13 latach, dystans. Do tego jest gigantycznym histerykiem. Nawet, gdy był zdrowy czasami wpadał w histerię - wrzeszczał, jak panikujące dziecko, a nie kot. A teraz histeria to codzienność - każde karmienie, podawanie leków - to giga histeria. Przypłaciłam już te zabiegi głębokim pogryzieniem - z zakażeniem, antybiotykiem i bólem większym niż przy zapalenie wyrostka. Teraz Renal Liquid podaję mu w skórzanych rękawiczkach spawalniczych. Bez nich już nie miałabym sprawnych palców.
Pucek jest też niesamowicie inteligentnym kotem. Po jednym podawaniu jedzenia w rękawiczkach odpuścił drapanie i gryzienie, bo załapał, że to straciło sens. Jak raz zapomniałam założyć rękawiczek - zorientował się i poszły w ruch pazury. Podobnie jest z wizytami u weta. Przed kryzysem wsadzenie go do kontenerka to była walka - opierał się z całych sił. A teraz sam wchodzi. Nie wiem, czy dlatego, że powiązał wizyty u weta z lepszym samopoczuciem, czy że uznał, że nie ma sensu stawiać oporu, bo to nic nie da. Ale w każdym razie z tym nie mam już problemów.
Pucek jest też jedynym z moich 5, a do kwietnia 6 kotów, który otwiera z klamki drzwi, i wyciąga szuflady, jeśli ma ochotę.