Bo to jest zapewne dla Ciebie nowość. Pnn. Mnie sporo czasu zabrało przywyknięcie i zrozumienia, że żadna poprawa nie jest dana nie tylko na zawsze, ale nawet na dłużej.
Mieiśmy bardzo dobre okresy, a pomiędzy nimi fatalne zupełnie gdy już w zasadzie z Draculem się żegnałam, a on ostatecznie stawał na łapki w sytuacji, wydawałoby się, beznadziejnej. Jak pisałam, u Putity było zupełnie inaczej.
Moim, naszym, ogromnym bonusem było to, że oba moje nerkowce bardzo dobrze reagowały na kroplówki. No ale to też jest w dużej mierze osobnicze i nic nie da się przewidzieć. Wbrew pozorom pnn jest nadal dość tajemniczą chorobą, zupełnie nieprzewidywalną
Ale dopóki jest nadzieja, warto się starać bo zwroty akcji bywają spektakularne i nieoczekiwane, po prostu tak jest.
Bardzo Ci współczuję bo doskonale pamiętam jak sama się miotałam gdy zachorował Dracul, początki były bardzo trudne. Nie znaczy to, że później wszystko szło jak po maśle, ale jednak szło. 4 lata z pnn (a dodatkowo ostatnie 2 z cukrzycą) uważam za wynik doskonały zważywszy jeszcze specyfikę mojego ukochanego kota.
Niestety depresja ma to do siebie, że wraca. A już chyba zwłaszcza w takich sytuacjach
Mam tylko nadzieję, że masz stały kontakt z dobrym psychiatrą, to absolutnie kluczowe. Tak, jak niestety farmakologia.
Bliska mi osoba też miewa nawroty, które stara się dusić w zarodku, oczywiście wspólnie z lekarzem. Najgorsze jest to, że te nawroty są niespodziewane, nic niby nie wskazuje, że coś takiego może się zdarzyć, a jednak. Łup i jest. Czemu?
Mózg jest jeszcze tajemnicą
No trzymaj się, cóż innego mogę dodać
