elmas pisze:Najgorsze jest to, że pogorszenie przyszło tak nagle - Desmond zwymiotował w nocy i wydawał się chłodniejszy niż zwykle, a następnego dnia w lecznicy okazało się, że jego mocznik i fosfor są tak wysokie, że nawet nie można ich dokładnie zmierzyć. Nie wiem, jak to się stało, cały czas dostawał leki, nie spodziewałam się, że jego stan może zmienić się tak gwałtownie. Z perspektywy czasu bardzo żałuję, że zdecydowałam się męczyć go dożylnymi kroplówkami, bo w końcu i tak trzeba było pomóc mu odejść, ale wiem, że gdybym od razu postanowiła go uśpić, też bym to sobie teraz wyrzucała. To chyba zawsze po prostu musi boleć

Niestety to choróbsko jest zupełnie nieprzewidywalne, a kryzysy przychodzą niespodziewanie

W zasadzie nie ma żadnych reguł, a u każdego nerkowca ta choroba może wyglądać zupełnie inaczej. Nie rób sobie wyrzutów, starałaś się go ratować, teoretycznie (niestety, jak się okazało) istniała taka szansa. Tzn szansa na przedłużenie mu życia, bo wiadomo że wyleczyć się tego nie da. Mój nerkowy Dracul chorował na pnn ok 4 lat, był kotem zupełnie nieobsługiwalnym i leczenie go to była jazda po bandzie. Ale trzymał się życia i jakoś dawaliśmy radę. W tym czasie (tu, na forum) umierały na pnn koty młodsze, o potencjalnie większych szansach. Jak pisałam, nie ma reguł
elmas pisze:Mój brat znalazł Desmonda, kiedy ten był jeszcze ślepym, piszczącym kociakiem, być może zgubionym albo porzuconym przez matkę.
Może to jest klucz do choroby Desmonda? Może matka go odrzuciła czując, że jest genetycznie słabszy i chory? Kocice tak robią.
Jeszcze raz - bardzo Ci współczuję