Cichutko powiem, że jest lepiej...
Tymoteusz przespał całą noc spokojnie, wymęczony biedaczek. Nie wymiotował już, choć napił się kilka razy wody, miał lekki odruch wymiotny, ale nie wymiotował
Druga ważna sprawa- siusia

I to całkiem przyzwoite ilości.
Temperatura dość niska, 37.5 obecnie, ale jest ciągle ogrzewany. Spróbujemy trochę przestać go ogrzewać, by sprawdzić, czy utrzyma się temperatura. Teraz to wóz, albo przewóz- od tego jest zależne, czy będę mogła go zabrać.
Teraz jak jest lepiej denerwujemy się paradoksalnie jeszcze bardziej. Że ktoś coś spierdzieli i efekty leczenia pójdą na marne. Nie wiemy do którego weta się udać. Nie ufam tamtemu u którego mama była wcześniej, może się rozeźlić wiedząc, że mama pojechała do innego, a ukryć tego się nie da, bo kotek ma weflon w łapce.
Chcemy mu zrobić kroplówkę dożylną. Poza tym dobrze by było, by ktoś go obejrzał, czy coś mu tam w pęcherzu nie zalega, bo teraz cofający się mocz miałby katastrofalny wpływ na nerki

. W lecznicy całodobowej jest ponoć jakiś nowy sensowny lekarz, ale jest ich czterech- ruletka szczęścia na kogo się trafi. Mama zadzwoni najpierw, sprawdzi. Gdyby nie było go, to nie bardzo wiem, co robić, do Lublina znów go ciągnąć to mordęga w tym mrozie, poza tym mama jest już w stanie skrajnego wyczerpania, nie mogę tego od niej wymagać

. To też kolejny powód, by jak najszybciej go stamtąd zabrać.
Poleciłam mamie, by zadzwoniła na Stefczyka i dowiedziała się dokładnie co miał podawane w tej kroplówce, jaki płyn do infuzji i jaki antybiotyk, by mu nie wcisnęli jakiegoś innego dla odmiany. Wtedy by już poszła z gotowymi wskazaniami do weta. Pytanie tylko do którego

.
Muszę go zabrać, trzymajcie kciuki, by było to możliwe jak najszybciej. Zawalę sesję, ale to nic, kot ważniejszy
