Z Toffikiem jako-tako. Wczoraj mama narobiła paniki bo stwierdziła, ze od poniedziałku nie bardzo jest zainteresowany piciem. Ale chyba jak usłyszał o dopajaniu go ze strzykawki to wskoczył na zlew i zażądał odkręcenia kranu, dziś takoż. Troszkę mniej je ale naprawdę troszeńkę mniej. Nie dostaje już żadnych leków prócz żelu na stawy Artro-flex. Karsivanu na razie też nie. Te objawy nerwowo-bólowe też troszkę mniejsze ale wciąż ma zrywy do lizania się po przodach łap tudzież czochrania się wzdłuż kręgosłupa

Szukałam czegoś po necie, jakiś haseł powiązanych z tym, co on robi ale nie znalazłam. Póki co jest ściśle obserwowany. Jeśli nic złego nie będzie się działo to za jakieś 2 tygodnie pojedziemy na usg nerek i powtórkę wszystkich badań.
Mam jeszcze dwa pytanka do Was, czy na pewno normalna, mięsna dieta mu teraz nie zaszkodzi?
I pytanie bezpośrednio do Pcima

Napisałeś coś takiego:
"Jeśli oznaczenie ilościowe białka jest wiarygodne (ale nie jest), jego ilość również jest dopuszczalna."
Czy mógłbyś mi wyjaśnić czemu to oznaczenie było niewiarygodne i czego przypilnować by kolejne badanie moczu było pełne i wiarygodne, bo tak jak mówiłam to ogromny stres dla wszystkich ale przede wszystkim dla Toffcia, bo jego trzeba wyciskać

A ha, rozmawiałam z Małżem o tej operacji Toffika. Ponieważ ja wtedy też byłam operowana (oczywiście w innej lecznicy

) to trochę mi z głowy wypadło. Grzegorz przypomniał mi, że faktycznie weci coś na tym usg widzieli nieprawidłowego, coś czego nie umieli określić ale byli pewni, że w obrazie usg nie powinno tam być. Po otworzeniu Toffika znaleźli, chyba w okolicach pęcherza właśnie, coś jakby spory "pęcherzyk" zbudowany z cienkiej błony i wypełniony płynem surowiczym. Płyn był czysty, nieśmierdzący. Owy pęcherzyk pękł, płyn się wylał i nie bardzo było nawet co dawać do badania. Mniej więcej tak to było z tą operacją. Przy jej okazji sprawdzano też, czy Toffik nie jest wnętrem, bo znaczy całe życie jak gupi
