Shila ma PNN, z którym mierzymy się od maja (2013). Początkowe wsparcie, niestety wyjątkowo ograniczone, dawali nam nasi podstawowi weterynarze. Początkowo leczenie ograniczało się do nawadniania (dożylnie), przejścia na RC Renal i Ipakitine. Pomagało na krótko. Po pierwszym ataku drugi przyszedł po 1,5 m-ca, a kolejny po 3 tygodniach, czyli dwa razy szybciej. Co więcej w tym trzecim ataku nie dało się założyć wenflonu. TŻ podjęła bolesną decyzję, że zabiera kotę do domu i na uśpienie przyjedziemy jak już będzie tragicznie (było bardzo źle). Jako że mamy styczeń 2014, a ja się zastanawiam nad wyborem weta możecie się domyśleć ciągu dalszego - płacz, szukanie pomocy i porad w internecie (m.in na Miau - wielkie dzięki, zwłaszcza dla Slonko_Łódź), zasugerowanie wetowi leczenia, po podaniu leków (Lespewet i Alugastrin) nieprawdopodobna wręcz poprawa. Shila się ustabilizowała. Popełniliśmy wówczas pierwszy poważny błąd - nie poszliśmy do specjalisty.
W międzyczasie przeprowadziliśmy się z Łodzi do Skierniewic. Tu popełniliśmy kolejny poważny błąd - uśpieni dobrym staniem koty i tym, że poprzednie ataki wydawały się prowokowane stresem zaniedbaliśmy leki (spodziewam się, jakie teraz polecą gromy, ale cóż... mea culpa, stało się...). Wydawało się, że nadal jest OK. W końcu tydzień temu przyszedł kolejny atak, chyba gorszy od poprzednich. Co gorsza przyszedł po cichu, nie zauważyliśmy pierwszych objawów. Oczywiście natychmiast powróciło regularne podawanie leków, ale poprawa była minimalna. W końcu wczoraj (sobota) decyzja - jedziemy do weta. Pierwszy wybór to dr Korzeniowski z 4 łap w Łodzi (od początku tam się wybieraliśmy i się nie mogliśmy wybrać). Telefon i... doktor jest na urlopie jeszcze tydzień

W tej sytuacji kolejny telefon i niestety - doktor Neska ma nadkomplet na sobotę, nie ma absolutnie żadnej szansy na wizytę, najbliższa wizyta możliwa w poniedziałek, ale przed południem (akurat żadne z nas nie ma szans być wolnym), popołudnie najwcześniej w środę. Nie jestem pewien z kim rozmawiałem, pewnie nie z samą panią doktor, natomiast kiedy pytałem, czy może udałoby się chociaż bez pełnych badań ustabilizować kotę, żeby dożyła do środy, zrobić cokolwiek byłem dość niemiło zbywany. Rozumiem, że ktoś nie zrobi zdalnie diagnostyki i że może nie mieć czasu na wykonanie dziś pełnych badań. Ale podejście "nie zacznę leczyć objawowo, żeby nie zaszkodzić kotu, jak dożyje do środy, to wtedy zrobię kompleksowe badania" mi się dość mocno kłóci z moim sposobem rozumowania.
Ostatecznie poszliśmy za radą uzyskaną w 4 łapach - kota była u naszego weta w Skierniewicach. Ponieważ nie mogli zrobić od ręki fosforu i potasu, postanowiliśmy nie kłuć kity dla badań podstawowych. Będzie miała robione wszystko w poniedziałek. Wczoraj i dziś dostała wlewy (po 100 ml soli, podskórnie), efekty (w połączeniu z lekami) zaczynają pomału być widoczne, choć nadal jest kiepsko. Umówiliśmy też wizytę na środę do dr Neski. Przez następne 2 dni będzie nadal na wlewach u naszego weta, w środę zobaczymy co dalej.
Zastanawiam się jednak co dalej. Czy lepiej na stałe chodzić do dr Neski, czy może jednak lepiej wybrać dr Korzeniowskiego? Odległość w zasadzie ta sama, ale
w pierwszym (telefonicznym) kontakcie zdecydowanie wygrywa "opcja łódzka". Zaufanie do weta jest przecież bardzo ważne.
Poradźcie proszę co zrobić.
Edytka zmieniła tytuł, bo te Skierniewice chyba wszystkich odstraszyły

Edytka zmieniła jeszcze raz tytuł wątku, żeby oddawał faktyczny jego cel (aktualny)