LUBLIN -
nie polecamklinika na Stefczyka 11 i szczególnie (acz nie tylko ona) lek wet Marta Popielhttp://www.lcmz.pl/pokaz.php?co=pracownicy/07.txt 14 pażdziernika mój kot zostal dawcą krwi, wieczorem przyjechalismy do kliniki, wet chciała żebym zostawiła kota i ktoś w nocy pobierze mu krew. Nie zgodziłam się i ona miała mu pobrac tę krew od razu, nie zapytała mnie nic a nic o zdrowie kota!!
Czy nie jest nosicielem FelV i FIV ( biorca mógł dostać te wirusy z jego krwią
), w jakim jest wieku, czy wychodzi czy nie, czy miał robione badanie krwi, czy zdrowy, no nic!!
Nie zważyła kota! Dawca musi ważyć minimum 4 kg, ona go nie zważyła, na oko podała tez lek usypiający!
Zabrala kota i bez rękawiczek na rekach założyła mu najpierw wenflon na łapkę do którego podłączyła kropłówkę a potem po kilku próbach wkłuła się do żyły jarzmowej, i pobrała mu
90 ml krwi podczas gdy od jednego kota można wziąć tylko 50, albo 10 ml/ kg masy ciała, on ważył 4,7 kg! ja to wiem ale wetka go nie ważyła!!
Przypuszczam, choć na własne oczy tego nie widziałam że nie zrobiona próby krzyżowej ani morfologii czy biochemii krwi mojego kota, więc biorca dostał niezbadaną krew, która mogła mieć wirusy, za dużo mocznika np albo inne niespodzianki, dla biorcy była to druga transfuzja, kilka dni wcześniej miał od innego dawcy...
Na noc mój kot został do wybudzenia, rano okazało się że w nocy miał kłopoty z cisnieniem, z oddychaniem, trafił do klatki tlenowej i że mogę zabrac wieczorem, przyjechałam po niego ok 3 ponieważ nie chciałam by leżał tam dłużej, i dowiedziałam sie że nic złego się nie stało...
że zaszła pomyłka, kot nie miał dusznosci itp..
Tymczasem zapytałam sie 6 różnych wetów ile krwi pobiera się kotom, każdy mówił że 50 ml, że to jedna dawka od zdrowego kota, i że 90 ml to dużo za dużo!! A jeden że było to bezpośrednie narażenie życia kota
Kot jak wrócił do odmu po ok 18 godzinach pod kroplówką, był bardzo słaby, zataczał się, głównie leżał smętnie, dopiero dziś poczuł sie lepiej i np znowu sie myje jak trzeba.
to co tam sie stało uważam za skandal i po prostu hańbę, normalnie dno..
narażono zycie mojego kota, zamierzam złożyć skargę na klinikę i wetke do lubelskiej izby weterynaryjnej.
Puffy pisze:Ostrzegam przed Stefczyka!!!! straciłam przez nich kocurka
novacianka pisze:za to całym swoim jestestwem odradzam wspomnianego wcześniej STEFCZYKA. to jest po prostu porażka... miałam nie raz okazję widzieć pracę tamtejszych lekarzy 'od kuchni' i na usta oprócz przekleństw ciśnie mi się jedno pytanie - KTO U LICHA DAŁ IM DYPLOMY?!? popełniają karygodne błędy, popełnienie których nie mieści się w głowie studentom nawet początkowych lat weterynarii, mają olbrzymie problemy z diagnozowaniem oczywistych wręcz schorzeń i muszą robić 'narady' bo pojedynczo nie są w stanie niczego wymyślić. a do tego w bezmyślny sposób skazują na bolesną i długotrwałą śmierć zwierzęta w hotelu, wpierając później właścicielom śmierć z przyczyn naturalnych/niezależnych od niczyjej woli [tak mi kilka lat temu załatwili kilkumiesięcznego szczeniaka... miał za ciasno założony materiałowy kaganiec ŻEBY NIE UJADAŁ, dodatkowo najpewniej dostał kilka kopniaków w żebra, aż doszło do krwotoku w płucach i pies się udusił... a nam wmawiali, że miał ZAWAŁ!].
03.2010 Miss pisze:Wszystkim odradzam klinikę na Stefczyka. Straciłam tam psa. Przez durną diagnozę (Stwierdziła, że pies ma anginę, 48g pozniej odszedł na parwo!). Kiedy trafilam do NOE(Aneta Koczmara - polecam) było już za późno.
Moja przyjaciółka oddała psa do szpitalika. Przez tydzień nie polwilili jej zobaczyć psa po czym powiedzieli, że był zatkany i zmarł na stole operacyjnym. Musiała zapłacić za cały pobyt i operację, choć równie dobrze pies mógł odejśc pierwszego dnia. Bardzo bliski kolega zawiózł kota po wypadku samochodowym i już nie miał co odbierać (choć tu nie jestem pewna, może faktycznie kotki nie dało się uratować). Słyszałam jeszcze wiele podobnych historii, ale nie znam ich bezpośrednio więc nie chcę powtarzać.
02.2011 Karolka pisze:Mój kot miał okazję być dawcą krwi dla kota koleżanki, który trafił na Stefczyka w stanie agonalnym. Zgodziłam się, ale po drodze do kliniki dowiedziałam się, że kota prowadzi pani Marta Popiel i transfuzję też miała robić.
Serce mi stanęło, bo pamiętałam sytuację Ewy13 i jej kota i już byłam o włos, żeby się wycofać... ale nie zrezygnowałam, myślę - będę pilnować każdego jej ruchu.
Pani doktor na wejście zapytała o stan kota, czy zdrowy, niewychodzący, jakie miał zabiegi robione, czy badany, szczepiony, ile waży (nie pamiętałam, więc zważyłyśmy) itp. Pobrała mu najpierw krew do badania - na morfologię, biochemię i do próby krzyżowej. Dostałam do ręki od razu wyniki, które omówiła. Poszłyśmy z kotem by pobrać krew do transfuzji. Dostał kroplówkę i krótkodziałający hipnotyk (dobry i polecany), wetka pobrała ok 40 ml krwi (mówiła, że max od kota można pobrać 50ml), po czym podała mojemu kotu do kroplówki Catosal. Po ok 30 min kot wybudził się całkowicie, a po powrocie do domu biegał pełen energii jak zwykle. Byłam przy wszystkim przez cały czas, wetka pytała mnie czy chce być. Przy usypianiu i pobieraniu krwi czuwał anestezjolog dr Zabłocki. Wszystko zostało wykonane wzorowo i tak jak być powinno. Wróciłam do domu z kotem po 2,5 godzinie.
Jestem mile zaskoczona, czułam się komfortowo psychicznie, zaopiekowana ja i kot, weci dali nam osobny gabinet, by poczekać tam z kotem, przychodzili często i pytali jak się kot czuje, byli bardzo zainteresowani i z ludzkim podejściem do zwierząt. Nie mogę powiedzieć złego słowa. Myślę, że p. Marta Popiel się zrehabilitowała.
Opinia zamieszczona poniżej jest jedynym postem użytkownika na forum. N/Klonka 31.05.2012 pisze:witam, chciałabym wypowiedzieć się na temat kliniki na stefczyka. czytałam różne posty, słyszałam, ale myślałam wszędzie coś może sie wydarzyć, jednak to co przeżyłam..... zmarnowali mi kota! nie rozpoznali ropomacicza u kota, po czym po 2 tygodniach w stanie cieżkim była ponownie w klinicie, operacja itp, przebywała tam tydzień i cały czas zapewniali że ok, zapłaciłam około 1000zł , wszystko celem ratowania zwierzaka, po odebraniu jej na drugi dzień zaczeły pojawiać się muchy od których kot nie mógł się odgonić, nie wiem czy źle ją "wyczyścili" czy zaraziła się przebywając tam u nich(muszyca), kot wyglądał gorzej przed zabiegiem jak po, byłam u innego weterynarza który kota uśpił bo to była męczarnia dla niego.....straszne! omijajcie tą klinikę wielkim łukiem, jest tyle innych dobrych weterynarzy!