KATOWICELecznica przy ulicy Połonimskiej a własciwie Brynowskiej
fantastyczna Dr. Joanna Czogała lekarz z morzem cierpliwosci i ogromna wiedzą
lecze tam 10 moich kociaków i inne okoliczne od wielu lat.
polecam!!!!!!
weatherwax pisze:Ja też polecam. Dr Jan Czogałą wykrył, że moja kotka ma alergię pokarmową, a nie jakiś świąd skóry.
Ta lecznica ma w ogóle dobrą opinię. Był tam kastrowany mój kjocurek - bezproblemolwo.
Ania_29 pisze: Ja również polecam klinikę w Katowicach Brynowie, a w szczególności calą ekipę Czogalów tzn. ojca, mamę i córkę. Sama nie mam zdjęcia mojej córeczki z okresu ciąży kiedy siedziala jeszcze we mnie, ale moja Nusia takie zdjęcie posiada z trzema malymi "kocimi kuleczkami" w brzuchu (fajna pamiątka)
. Mają tam świetny sprzęt, USG, RTG dobrze wyposażoną salę operacyjną, dyżurują także w niedziele i święta.
Polecam gorąco
Ola
01.2009 estre pisze:Co do tej lecznicy mam bardzo mieszane uczucia. Ogromne kolejki wiecznie. Totalna anonimowość. Ceny jak z kosmosu.
Jeżdżę tylko jak naprawdę muszę, bo wszystkie inne lecznice są zamknięte.
Ale patrzę im bardzo na ręce po tym, jak robiąc zeskrobiny mojego kota zbierali materiał do badań z podłogi, stołu i całej okolicy bo p. Czogałowej non-stop się zdmuchiwał. No sorry. Także raczej nie polecam.
phantasmagori pisze:Dot. KLINIKI MAŁYCH ZWIERZĄT w Katowicach-Brynowie.
Powiem tak:
Leczę tam zwierzęta od dawna ponieważ jest można się tam dostac praktycznie przez całą dobę. Klinika swietnie wyposażona lecz ceny wysokie.
I trzeba wiedziec do kogo iść ze zwierzakiem, ponieważ klinika kliniką lekarz lekarzem.
A więc polecam: Dr. Czogała - szef i własciciel kliniki - ogromna wiedza fachowość, doświadczenie.
Dr. Joanna Czogała - córka właściciela , duża wiedza, wielka dociekliwośc, równie wielkie zaangażowanie w razie czego biegnie na konsultację do taty. Wada roztrzepanie (ktoś wcześniej powiedział iż zbierała próbki do badań z podłogi i całej okolicy - trzeba po prostu przypilnowac aby było tak jak należy).
Z całego serca polecam Dr Mirka, nazwiska niestety sobie w tej chwili nie przypomne (szczupły młody facet z bródką) wielbiciel kotów , posiadający ogromną wiedze i bardzo fachowy.
Teraz z całego serca wielkie ostrzezenie:
Jesli przyjedziecie tam ze swoim zwierzęciem o jakiejkolwiek porze dnia i nocy , w jakim kolwiek bedzie ono stanie.... i zobaczycie takiego bardzo starszego pana w okularach ( nie powiem wam nazwiska ale poznacie go napewno) zabierzcie zwierzaka i w nogi. Ja nie wiem czemu ten człowiek tam jeszcze pracuje. Podam wam przykład ze swojego doswiadczenia (choc mogła bym podac ich wiele i z wlasnego doswiadczenia i z doswiadczenia moich znajomych) Jakies pół roku temu na ulicy auto przejechało kota. Meczył sie strasznie. Zatrzymalismy sie, kota do samochodu i do lecznicy - ratowac, uspic cokolwiek byle sie nie meczył - była godzina 23 z hakiem. Wbiegłam do lecznicy z kotem na rękach cała w jego krwi , niestety trafilismy na tego pana
juz wiedziałam ze jest zle. pan Dr kazał połozyc kota na stole po czym spokojnie bez pospiechu zajoł sie rasowym pieskiem z alergią aby podac mu witaminki (zyciu psa nic nie zagrażało) Po awanturze pan Dr raczył podejsc do kota i waląc go palcem w wytrzeszczone oczy stwierdzil ze juz po nim - pamiętam ze wydarłam sie do niego "to niech mu pan do cholery da zastrzyk" a on mi na to ze dostal w głowe i nic nie czuje, po czym sie oddalił ( kot usiłował uciec ze stołu, wył z bolu) Skonczyło sie na tym ze w najlepszej lecznicy na Śląsku kot sam zdechł w wielkich męczarniach. Pan Dr za "usługę" zażyczył sobie 140zł!!! oczywiscie nie zaplaciłam.
Tak jak napisałam wczesniej to nie swiadczy o lecznicy ale o jednym "weterynarzu"
Rada : trzymajcie sie jednego lekarza i pilnujcie aby ewentualna operację wykonał rowniez lekarz prowadzący, a bedzie dobrze.
07.2010 Korciaczki pisze:Bardzo polecamy klinikę w Brynowie
Niestety nie uratowali szczeniaka z DT u nas, ale polecamy
Yavanna pisze:Dzień dobry. Pomyślałam, że wrzucę tu pewną inf.-ostrzeżenie: uwaga na klinikę w Katowicach na Brynowie! Niestety, moje doświadczenia dotyczące tej lecznicy sięgają wielu lat wstecz, kiedy to niejaki pan technik wet.- Burdzy (podobno już nie pracuje, na szczęście dla zwierzaków) dobił mi ukochanego kocura na stole, rzekomo reanimując go (zresztą, reanimował martwego już kotka, który parę sekund wcześniej oddał ostatnie tchnienie w moją twarz...), musiałam wręcz siłą wyrywać z jego łap moje martwe już zwierzę. Sekcja zwłok zrobiona dzień później przez mojego stałego lekarza wykazała prawdziwą przyczynę śmierci kocurka, zupełnie niezgodną z diagnozą w/w technika z Brynowa, który nie omieszkał mnie wyzwać od histeryczek i oskarżyć o to, że zabiłam własne zwierzę! Tyle z przeszłości, a teraźniejszość - niestety, nie lepsza. Parę dni temu trzymałam w rękach młodego, ok.4,5 miesięcznego kocurka po kastracji, odebranego właśnie z Brynowa, który miał...brzuszek cięty jak do kastracji kotki! Dopiero w trakcie zabiegu, po przecięciu zwierzęcia ktoś "bystry" zorientował się, że brak narządów rodnych do wycięcia! Udało się znaleźć mu dom, kocurek poszedł do adopcji pokaleczony. Szkoda malucha, zwłaszcza, że był zbyt młody na zabieg - wszelkie kompetentne źródła podają, że zbyt wczesna kastracja może być przyczyną m.in. różnych dysfunkcji w funkcjonowaniu układu moczowego. Ale cóż, to był kotek bezdomny, którym nie trzeba się przejmować, prawda?! A ile takich biedaków codziennie trafia do kliniki na Brynowie? Biedaków, za które nikt im przecież dobrze nie zapłaci, po co więc okazywać im jakąkolwiek troskę?! Uważam, że powołanie, jeśli w ogóle któryś z lekarzy tej kliniki je miał, już dawno zamieniło się w okrutną obojętność. Pomyłki? Owszem, każdy ma do nich prawo. A szacunek do zwierzęcia? Brak, chyba, że zwierzę ma spore, finansowe wsparcie swego człowieka...
10.2010 jadziaII pisze:A ja nie polecam Brynowa w ub.piatek mielislismy taki przypadek, trafil do nich kotek pobity czy cos innego mu sie stalo bo to kot z ulicy, oczko bylo do amputacji.
Owszem zrobili te amputacje ale tak po partacku ze nawet nie wygolili pola operacyjnego, ale to nic, z tego operowanego oka lala sie krew curkiem jak przywieziono go do mnie na DT, i co jeszcze bez zadnych uzgodnien wykastrowali go i tez zle bo nasiesiowodow chyba nie podwiazali bo tez z worka mosznowego ciekla krew.
Kolezanka dzwonila w tym samym dniu to powiedzieli ze to tak moze byc.
Kotek dozyl do soboty wieczora a jeszcze rano bylismy z nim w innego lekarza to sie za glowe zlapal co to z robota kto to robil.
Kotek umarl w sobote wieczorem, najprawdopodobnie z wykrwawienia, a co sie biedak nacierpial.
Nie mozna bylo zrobic mu transfuzji krwi bo nie mial cisnienia i zalozenie wenflonu bylo nie mozliwe a temp.32 st. tragedia.
Obwiniam ich calkowice bo sie tlumacza ze widocznie mial slaba krzepliwosc, amputacja oczka mogla dzien czy dwa poczekac i zrobic kotu badania na wszystko jak co to podleczyc i dopiero.
No ale to lekarz powinien wiedziec, ale oni tak sie przejmuja kotami bezdomnymi - bezdusznosc liczy sie kasa.
Juz nigdy tam nie zawieziemy zadnego kota, bo gdyby trafil gdzie indziej to by z pewnoscia zyl.
Takze uwazac zwlaszcza co do kotow bezdomnych.