» Wto gru 27, 2016 23:11
Re: ŁÓDŹ i łódzkie
Cześć. Zarejestrowałem się na forum aby opisać moje kontakty z weterynarzami w Łodzi w roku 2016.
Osobiście bezwzględnie mogę polecić Zwierzętarnie (przy Włókniarzy naprzeciwko dworca Kaliskiego) nawet pomimo tego, że specjalizują się w egzotycznych ptakach, gryzoniach itp. Mogę ją polecić już za samą diagnostykę i podejście do każdego z moich kotów, jak i za udzielanie wyczerpujących informacji na temat stanu zdrowia pupila. Kolejna lecznicza, którą mogę polecić z podobnych względów to przychodnia dla zwierząt na Łąkowej.
Natomiast zdecydowanie nie polecam Sowy na Pietrusińskiego. To co tam się wyprawia wywołało u mnie chęć ...pozwania tej kliniki (na marginesie jestem praktykującym prawnikiem, więc znam wagę swoich słów i działań). Jeden z kotów trafił tam z powiększonymi węzłami chłonnymi. Po otwarciu kota stwierdzono, że stan węzłów jest bardzo zły i nie wiedzą co to jest, ale może to być FIP. Przez blisko tydzień leczenia i przychodzenia codziennie do tej kliniki (często również nocą) cały czas namawiano nas dalsze badania, w tym testy w Niemczech (które na 100 % miały wykazać FIP w przypadku wykrycia określonych cech wskazujących na tą chorobę, ale z drugiej strony w przypadku niewykazania FIP nie skutkowałoby to tym, że nasz kot... nie miałby FIPu). Na dodatkowe badania w Niemczech (kosztowne, choć dla mnie nie stanowiło to problemu) namawiano nawet wtedy gdy kotek był cały żółty i miał ogromny balon zamiast małego brzuszka. Nikt nie powiedział nam, że kot jest tak naprawdę w stanie agonalnym. Od jednego z lekarzy usłyszeliśmy, że o FIPie mamy sobie poczytać w internecie.Na tym skończyło się udzielanie wyjaśnień. Łudziliśmy się że z kotkiem jest już lepiej, gdyż po powrocie z Sowy w pewnym momencie zaczął jeść, po prostu lepiej się czuć. Nikt nam jednak nie powiedział, że kot ma żółtaczkę, a polepszenie jego nastroju jest wynikiem podania mu tego dnia sterydu. Jedynie na marginesie dodam, że test Rivalty, który jest podstawą przy badaniu na FIP nie został w ogóle wpisany do dokumentacji weterynaryjnej, pomimo tego że został wykonany (a o wykonaniu testu powiedział nam... lekarz, który go wykonał). Zauważyliśmy to gdyż wzięliśmy ksero dokumentacji, aby skontaktować się jeszcze z innym weterynarzem i szukać jakiegoś ratunku dla kota. I pomimo tego, że wiedzieliśmy, iż test został wykonany brak było o nim wzmianki. Wynik testu pojawił się dopiero gdy zażądaliśmy wydania całej dokumentacji, czyli ktoś jeszcze uzupełniał dokumentację kilka dni po teście. Cyrk. Kotek jeszcze tydzień się męczył, po czym go uśpiliśmy. Rozumiem, że klinika jest duża i mają wielu klientów, ale nie zwalnia to z podstawowych obowiązków ciążących ogólnie na wszystkich lekarzach tj. właściwego prowadzenia dokumentacji, jak i udzielania informacji odnośnie stanu leczenia. Pozdrawiam.