ŁÓDŹ i łódzkie

Informacje i opinie o lekarzach weterynarii, klinikach i gabinetach.

Moderator: Moderatorzy

Post » Śro mar 10, 2010 8:42 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Łódź

BARDZO POLECAM I DLACZEGO:

Lecznica dla zwierząt "Pod żabką" ul.Przybyszewskiego 266a

Nasz 15letni Simba z racji wieku podupadał na zdrowiu. Stawy,serce...itd. Pewnego dnia było już tak źle,że pies nie jadł,nie pił,nie wstawał i robił pod siebie. Wykonałam ok. 30 telefonów bo wszystkich mozliwych weterynarzy w Łodzi i regionie z prośbą o przyjazd do domu i pomoc. Nikt nie chciał pomóc.Tłumaczyli się różnie: brak czasu, ze trzeba zrobic badania wiec nalezy przywiezc psa do lecznicy etc. Tłumaczyłam że nie mam możliwosci przywiezienia psa bo jest ogromny i zupełnie bezwładny! Weterynarz z Asa przy Składowej( nie pamietam nazwiska" polecił mi wziąć taksówke!!! Wiecie dlaczego nikt nie chciał przyjechac? Bo stary,odchodzący pies = mały i krótki zarobek. Ostatecznie bez problemu zgodził sie przyjechac do domu PAN MARCIN SIKORSKI Z W.W LECZNICY. Przyjechał po godzinach,późno wieczorem i podał mojemu psu leki ktore przedłużyły mu życie o 6 miesięcy. Zajął się nim bardzo skrupulatnie i szczegółowo wytłumaczył nam jak sytuacja wyglada. Po kolejne recepty przychodzilismy nie płacąc już za wizyte a p. Sikorski za kazdym razem interesował sie zdrowiem Simby. Za jednym razem p. Sikorskiego zastępował jego kolega z lecznicy ,niestety nazwiska nie pamiętam,ale również kompetencja na najwyższym poziomie.

Do p. Sikorskiego przywieźlismy również naszego kota- 5miesiecznego brytyjczyka. Kotek jest zdrowy-chodziło tylko o wytłumaczenie procesu szczepień. Kiedy i jakie podać. Po raz kolejny zostalismy potraktowani bardzo profesjonalnie mimo ze na wejsciu powiedzielismy ze chcemy tylko zapytac ( czyt. nie"kupujemy"" szczepienia) . Prawie półgodzinny,szczegółowy wykład na temat szczepień kotów wysłuchaliśmy z otwartymi gębami. Oczywiscie potem zaszczepilismy tam kotka i na pewno on oraz inne nasze zwierzaki beda stałymi pacjentami tej lecznicy.

Dodane:
viewtopic.php?f=22&t=78222&p=1807618#p1807618
E.

Zetka_1984

 
Posty: 1
Od: Śro mar 10, 2010 8:08

Post » Śro mar 10, 2010 12:19 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Piotrków Trybunalski

NIE POLECAM

Gabinet Weterynaryjny lek. wet. Marek Masztak
97-300 , ul. Rzemieślnicza 26, Piotrków Trybunalski

Po trzech dniach od przeprowadzenia zabiegu kastracji (usunięcie jądra z pachwiny u wnętra, zdrowego kota) kot odszedł - inny wet stwierdził rozległy rozpad tkanek, prawdopdobnie przyczyną było ogólnoustrojowe zakażenie organizmu podczas zabiegu. Podczas wizyty zaniepokojnych stanem Eliska opiekunów po dwoch dniach od zabiegu, ten sam wet który robił zabieg, dał tylko antybiotyk i uspokajał, że będzie ok.

Tony Clifton pisze:Rozmawiałem z tym człowiekiem. Stwierdził, że nie wie dlaczego doszło do tego. Nie protestował i nie próbował tłumaczyć się kiedy zarzuciłem mu możliwość doprowadzenia do zakażenia podczas zabiegu. Przyjął postawę bierno-przepraszającą. Dobrze wiedział w jakim stanie był Elvisek, kiedy do niego przyjechaliśmy w niedzielę, a mimo to nie podjął żadnej decyzji.

Piszę pismo we własnym imieniu do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Piotrkowie Trybunalskim i
Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej nie tyle ze skargą, bo do tego potrzebna była sekcja, a Pani Magda z Żyrafy stwierdziła, że trudno będzie ustalić przyczynę ze względu na zaawansowany rozkład tkanek, ile z informacją o możliwości niespełnienia warunków higieniczno-sanitarnych podczas zabiegu(ów) oraz prośbą o kontrolę w tym zakresie.
viewtopic.php?f=13&t=106963&p=5713791#p5713791

Sis

 
Posty: 15957
Od: Pon paź 08, 2007 13:03
Lokalizacja: poza Łodzią


Adopcje: 1 >>

Post » Wto mar 16, 2010 19:30 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Skierniewice
Nie polecam!!!!

Gabinet Weterynaryjny VetMozga lek. wet. Zbigniew Mozga
ul. Jasna 18b, 96-100 Skierniewice


Temu panu się u nas nazbierało. Zaczęło się od naszej pierwszej królicy Psotki. Leczył w ciemno ropień, antybiogram zrobiony na nasze wyraźne życzenie, właściwe leczenie podjęte za późno, nastąpiło ogólne zakażenie organizmu. Potem było kilka drobniejszych. Kolejnym ewidentną wpadką było stwierdzenie ciąży Miśki. Po tym jak dostała rui okazało się, że chyba w ciąży nie jest. Dopiero zrobione USG na nasze rządanie wykazało zatkane jelita. Czara goryczy przelała się przy Bonusku. Drugi test wykonany był za wcześnie. Kiedy Bonusek się przeziębił, na wizycie kontrolnej padło stwierdzenie że ma powiększone węzły chłonne więc ma bezwzględnie białaczkęi nie warto wykonywać kolejnego testu. Wtedy Bono był zaraz po odstawieniu antybiotyków. Pod koniec naszej "współpracy" z tym panem, zaczął robić problemy jeżeli chodzi o tymczasy. O nie zaleczonych przeziębieniach i wielu stwierdzeniach tego pana, że tak musi być nie wspominam.
Jeżeli chcecie zaszczepić czy odrobaczyć to jeszcze można, z czymkolwiek poważniejszym trzymajcie się od tego człowieka z daleka.
Obrazek

Satyr77

 
Posty: 7920
Od: Pt lip 31, 2009 12:06
Lokalizacja: Óć

Post » Pon kwi 26, 2010 10:24 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Łódź

pani doktor wet-behawiorystka Jolanta Łapińska (http://www.zoopsychologia.com.pl/). Podkreślam, że behawiorystka, ponieważ z tych usług korzystałam. Ja miałam problem z niepohamowaną agresją kocio-kocią. Wszystkim opiekunom, którzy mają problemy z kocim zachowaniem - gorąco polecam! Możliwa konsultacja internetowa, ale ja polecam wizyty domowe. Pani doktor b. miła, konkretna, rzeczowa, niezwykle pomocna i posiadająca dużą wiedzę nt. kocich emocji i zachowań. Podczas domowej wizyty bardzo pomaga ogląd środowiska, kociego zachowania w naturalnych warunkach, rozmowa z opiekunami. Wetka jest z Warszawy ale w Łodzi jest 2 x w tygodniu. W ramach konsultacji jest wizyta domowa, zalecona terapia i konsultacje mailowe z relacjami i dalszymi wskazówkami odnośnie wdrażanej terapii. Zanim trafiłam na panią doktor izolowałam koty 5 tygodni, nie bardzo mając pomysł i wskazówki na ich łączenie. Po jednym spotkaniu z panią doktor i mialowych wskazówkach - po 10 dniach mamy wspaniałe efekty! Podejście do kotów i opiekunów (dała nam dużo wiary w to, że się uda, szybki kontakt mailowy, szybkie ustalenie terminu spotkania) super!
Obrazek
Obrazek Obrazek

boniantos

Avatar użytkownika
 
Posty: 4648
Od: Śro lut 18, 2009 15:16
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon sty 24, 2011 17:03 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Łódź

NIE POLECAM pani weterynarz Nowak z lecznicy dr Szulca.

Mój kot, 5,5-letni, zapasiony przez rodziców.Jak zaczęły się problemy (kot nie sika), tata od razu poszedł do lecznicy dr Szulca. W tej chwili leczy tam dwoje młodych wetów, Szulc jest tylko od poważnych przypadków i operacji.
Kot zatkany - 4.01. założony cewnik w narkozie i podana convenia (240zł).
Z cewnikiem kot sika.
Cewnik wyjęty 9,01. Kot nie sika. Znów cewnik na następny dzień.
15.01 rtg pęcherza - możliwy twór w pęcherzu (ale może to powietrze).
cewnik wyjęty 17.01.
21.01. kot znów nie sika, miauczy, widać że boli. W sobotę 22 zabrałam go do lecznicy seidla. Ania pobrała mocz, założyła cewnik, podała zastrzyki, podłączyła kroplówkę, by przepłukać.
Nie był na czczo, więc krew miała być pobrana rano.
Rano kot nie żył.
Co się stało?
W moczu cukier, białko, leukocyty. W sumie nie najgorsze wyniki.
Nie ma badań krwi - przez całe leczenie przez panią wet. Nowak kot nie miał pobranej krwi ani moczu do badań ("nie widziałam wskazań, od kota nie czuć było mocznika" - słowa pani wet). Podawano karmę wet hill's (oznaczenia nie powiem, tata nie pamięta). dwa razy cewnikowanie, raz convenia, raz rtg pęcherza i karma wet. dwa tygodnie "leczenia" i kot waży mniej o 1kg, nadal jest chory, i w końcu umiera.
Sekcja - brzydka trzustka i brzydka jedna nerka. I dziwny "kamień" z budyniową zawartością, wielkości dużej wiśni - wypadł z otrzewnej, nie wiadomo, gdzie był i co to jest. Raczej nie wypadł z pęcherza.

przez dwa tygodnie leczono otyłego kota z diagnozą SUK - nie badając krwi ani moczu, podajac antybiotyk i zakładając kilka razy (2 albo 3) cewnik. podawano karmę na kryształy - ale nie badajac czy są i jakie kryształy. Nie czuc mocznika, czyli nie trzeba badać krwi.
Być może dolegało mu coś jeszcze.
Cukrzyca? nowotwór? zapaść? serce nie wytrzymało? stres?
Nie wiem.
Chciałabym wiedzieć.
Bo to był mój kot. Bo oddany był do dobrej lecznicy na leczenie, a skasowano na 800zł w 2 tyg. robiąc co?
dlaczego nie zrobiono badań krwi i moczu? czym jest ten twór z otrzewnej? to to samo co na zdjęciu rtg?
Czytam o tym całym suk i żałuję, że nie dopytałam wcześniej taty, czy zrobiono kotu badania krwi i moczu.
Bo moze można było go uratować. A na pewno nie zrobiono wszystkiego, co trzeba.

Sis

 
Posty: 15957
Od: Pon paź 08, 2007 13:03
Lokalizacja: poza Łodzią


Adopcje: 1 >>

Post » Nie lut 06, 2011 9:30 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

ŁÓDŹ

Potwierdzam i polecam przychodnię "Fauna" na Gorkiego (Widzew), z tym że tylko dwóch wetów - dr. Magdę i dr. Zielińskiego (nie pamiętam imienia). Natomiast dr Szejda w moim mniemaniu nie jest godny zaufania.
Ta lecznica zajmowała się dwoma moimi psami , z czego jeden chorował na padaczkę i grzybicę pazurów, a drugi (obecny) ma nawracającego gronkowca. Zawsze bardzo kompetentni, wszystkie badania robione, często bez opłat za wizytę, pełne poświęcenie i fantastyczne podejście do zwierząt. I to prawda, ze pani Magda to kociara - mnóstwo właścicieli kotów do niej przychodziło.

Teraz mam kotkę, moja siostra też adoptowała kotkę, i obie chodzimy do lecznicy "Oaza" na ul. Józefa 13 (tel. 790 662 020), http://www.weterynarzoaza.pl/ (strona dopiero powstaje). To nowa lecznica, jest dwóch weterynarzy, na razie miałam do czynienia tylko z panią Anią, młoda, przesympatyczna, zakochana w kotach wetka (sama ma kota, który przechadza się po lecznicy). Fantastyczne podejście, wszystko pięknie tłumaczy. Jak na razie jestem bardzo zadowolona, moja siostra też. Lecznica jest w pawilonie na rogu Józefa i Szpitalnej, Stary Widzew, przy wejściu na wiadukt prowadzący do Parku 3 Maja, przy torach. Wkrótce zamierzam wysterylizować swoją pannę, to zobaczę, jaka będzie opieka, ale lecznica budzi zaufanie.

sygnaturka

 
Posty: 18
Od: Wto lut 01, 2011 11:43

Post » Sob lut 19, 2011 19:47 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Pozwolę sobie podzielić się opiniami zebranymi w przeciągu kilkunastu lat. Nie są to ani rady ani ostrzeżenia, jedynie moja opinia, na którą wpływ miały opinie moich znajomych, sąsiadów oraz rodziny oraz doświadczenia ich i moich zwierząt.

Jachman

Leczył mojego psa, boksera niemieckiego. Psisko miało raka wątroby, reumatyzm, przewlekłe zapalenie uszu oraz problemy z nawracającym stanem zapalnym napletka (z wiekiem choroby się mnożyły). Leki w postaci zastrzyków - regularnie, tabletek - permanentnie, do tego leczenie laserem, naświetlanie itp. Lekarz odradzał uśpienie mojego psa. Zwlekałam do czasu, kiedy zwyczajnie nie dawaliśmy sobie rady z wynoszeniem go na spacery (cierpiał podczas pokonywania schodów - zejście lub wejście na 2 piętro zajmowało co najmniej 10 minut). Ostatecznie uśpiliśmy go w domu, zapraszając jakiegoś innego weterynarza (nie pamiętam nazwiska, pamiętam jedynie, że nie był Polakiem).
Pan Jachman zawsze wydawał się być przejęty, zawsze miał głowę pełną pomysłów, jak pomóc psu, ale przez te wszystkie lata wydał mi się być osobą roztrzepaną, rozszczepioną pomiędzy kilkoma pacjentami naraz. Nawet zamknięte drzwi gabinetu nie dawały poczucia, że weterynarz skupia się w całości na naszym przypadku. Potrafił wychodzić, telefonować i udzielać rad wpuszczonym osobom trzecim podczas badania lub zabiegów wykonywanych na moim psie. Rozumiem, że tak utalentowany chirurg jest rozchwytywany, ale nie mogę wyzbyć się osobistego przekonania, że takie roztrzepanie miało negatywny wpływ na jego pracę nad konkretnymi przypadkami. Zawsze mi się wydawało, że lepiej zająć się 10 pacjentami z sercem i oddaniem, w skupieniu, niż 30 w taki sposób, że brak pewności, czy zwierze otrzymało odpowiednią pomoc.
Nie podobało mi się również rozplanowanie samej przychodni. Jeden z pokojów zabiegowych jest pokojem przechodnim. Pomimo dwu różnych wejść - jednego dla szczeniąt i zwierząt zdrowych, drugiego dla zwierząt chorych - wewnątrz placówki bardzo łatwo o kontakt zdrowego zwierzęcia z chorym, ponieważ panuje totalny brak zdyscyplinowania zarówno personelu jak i właścicieli pacjentów. Każdy włazi gdzie chce, ze zwierzętami, pracownicy nie mają siły, a może nie zwracają na to większej uwagi - pracownicy wydają się nawet nie próbować zapanować nad takim chaosem. Masa pacjentów, małe rozmiary placówki, fatalnie zaplanowane rozmieszczenie gabinetów. Najlepszego chirurga w mieście stać chyba na zorganizowanie lepszych warunków dla pacjentów?
Druga sprawa: posiadałam szczury jako młoda dziewczyna. Pan Jachman poinformował mnie oraz moich rodziców o możliwości zarażenia się od gryzoni czymś, co mogło spowodować moją bezpłodność lub zaefektować w przyszłości problemami rozwojowymi płodu mojego ewentualnego dziecka. Wyburknął te informacje nie dbając zupełnie o to co z nimi zrobimy. Kiedy zaczęliśmy dopytywać jak pozbyć się wątpliwości i zdobyć pewność, że szczurki są zdrowe, powiedział jedynie że "20 lat temu takie badania były obowiązkowe w całej Polsce, teraz moooże jest z jedno laboratorium i to nad morzem, nie pomogę." Nie mam w tym momencie gryzoni, ani nie planuję póki co ciąży, jednak dręczy mnie tamta szczątkowa informacja. Z jednej strony jestem panu Jachmanowi bardzo wdzięczna za zasygnalizowanie takiej BARDZO WAŻNEJ KWESTII (żaden inny weterynarz w ogóle nie pofatygował się pisnąć choćby słówka o tym - cokolwiek to jest), z drugiej jednak czuję żal że nie pomógł w żaden sposób rozwiać naszych wątpliwości.

To na tyle jeśli chodzi o moje własne doświadczenia.
Moi bliscy, znajomi oraz sąsiedzi korzystający z pomocy pana Jachmana mają o nim skrajnie różne zdania. Znam osoby, które przyszły do niego po pomoc w wyjątkowo ciężkich i beznadziejnych przypadkach, otrzymując doskonałą i fachową opiekę dla swoich pupilów. Znam jednak również osoby, których opinia jednoznacznie sugeruje, że pan Jachman "naciąga na niekończące się operacje, zabiegi i leczenie w przypadkach, w których nie ma nadziei na polepszenie stanu zwierzęcia". Osoby, które wyrażają takie opinie dodają, że czują się naciągnięte na niepotrzebne wydatki a zwierzęta ich zdaniem były wystawiane na przedłużające się cierpienie. Mi ciężko jest ocenić takie zdania obiektywnie, poniekąd sama leczyłam tam latami psa chorego na raka. Wiem, że pies ten dzięki panu Jachmanowi żył dłużej, owszem męczył się, ale żył i podczas tego życia zaznał także wiele radości (płynących z faktu życia, bycia kochanym). Nie zauważyłam nigdy, żeby pan Jachman zażyczył sobie słono za pomoc (chociaż kwestie opłat są kwestiami podlegającymi subiektywnej ocenie - warto o tym pamiętać, czytając o cudzych doświadczeniach). Prawdą może być, że ten weterynarz przedłuża życie zwierzętom, licząc tym samym na zyski płynące z opiekowania się nimi. Prawdą jednak - równie dobrze - może być to, że uważa, że zwierzętom zupełnie tak samo jak ludziom należy się walka o ich życie, niezależnie od tego, jak ciężka i bolesna ona będzie... życie samo w sobie jest wartością bezdyskusyjną oraz bezcenną.
03.2011 halinka1 pisze:Dorzucam kilka uwag o doktorze Jachmanie. Leczyłam swoje psy u niego dość długo. Wierzyłam, że jest wspaniałym lekarzem. Niestety. Bardzo się pomyliłam. Otóż dopuszczam możliwość pomyłki w diagnozie, ale nie wolno lekarzowi być nieczułym na cierpienia zwierząt i szkodzić im swoim postępowaniem. U jednego z psów pan zdiagnozował źle rosnącą rzęsę. Zapadła decyzja o zabiegu. Z powodu bałaganu mój pupil był pięć razy usypiany. Czyli jakby miał pięć operacji. Czy owe narkozy nie przyczyniły się do późniejszych kłopotów z sercem. ? Z pewnością nie pomogły. Sunia z przetoką odbytu. Zamiast operacji kroplówki, a młody praktykujący tam akurat weterynarz mówił, że bez operacji się nie obejdzie. Wierzyłam Jachmanowi. Sunia zmarła. Szetlandeczka młoda odeszła z tego świata tylko dlatego, że pan zamiast otworzenia jamy brzusznej podawał przez rok kroplówki, a potem jak w końcu operował to źle założył szwy i wskutek krwotoku wewnętrznego młody,śliczny psiak w męczarniach odszedł. A pomocy udzielił od niechcenia. Sunia wyła z bólu, ja zdenerwowana do granic możliwości na pytanie czemu nie przychodzi do cierpiącego pacjenta spokojnie odpowiedział: Muszę przyjmować innych i teraz jak wyczyszczę uszy to przyjdę. Wzięłam psa na ręce i wychodzę, a pan pyta gdzie idę. Po pomoc- odrzekłam. o to kazał podłączyć kroplówkę. Dopiero po dziesięciu godzinach jeszcze raz psa otworzył i stwierdził pęknięcie szwów. Gdyby wcześniej? Do tej pory mam wyrzuty sumienia, że tak długo czekałam. Drugą szetlandeczkę prawie wyprawił na tamten świat, ponieważ podał leki, których tej rasie się nie podaje. Mówiłam mu zresztą o tym i co. Pan uznał, że gadam głupoty. A mnie pocieszał, że będzie dobrze. Już wtedy miałam wątpliwości, więc poprosiłam o niepocieszanie tylko przedstawienie prawdziwego stanu zdrowia. To się po tym będzie dobrze. dowiedziałam, że mogę z żywym psem do domu nie dojechać. Jeśli przeżyje to jutro poda jej leki. Spytałam, czy mam wejść bez kolejki i tu cały szlachetny pan moim oczom się ukazał. Powiada, że to niemożliwe. To ja powiedziałam, że już tu nie przyjadę.Czekać dziesięć godzin , aby dwie minuty pobyć w gabinecie. Będę leczyć sunię gdzie indziej. Tak zrobiłam. W innej lecznicy zawsze spotykałam się ze zrozumieniem i jeśli stan suni był bardzo poważny wchodziłam bez kolejki. Ja podałam tylko moje złe doświadczenia. Już nie będę opowiadać o innych mi znanych. Te mogę powtórzyć zawsze i wszędzie są prawdziwe.
Znajoma ma szczury i dzieci też. O żadnej tajemniczej chorobie grożącej jej jako matce nie słyszała. Szczury miała przed dziećmi.



SOWA

Moi rodzice leczyli tam psa oraz kota. Zaznaczają, że ceny są bardzo ludzkie a lekarze weterynarii bardzo uczuciowi i pracowici. Jednak ja osobiście miałam bardzo przykre doświadczenie z tą placówką weterynaryjną. Przyjęłam pod dach kotkę, z ulicy, a ponieważ mieszkam na parterze, nie upilnowałam jej podczas rujki i kotka czmychnęła na randkę. Była to moja pierwsza kotka i na tym wielkim nieszczęściu nauczyłam się, że sterylizacja podopiecznych zawsze musi być priorytetem. Kotka urodziła 5 kociąt, ja przyjmowałam poród - nie dlatego że chciałam, raczej ze względu na fakt, że kotka postanowiła okocić się w mojej pościeli w środku nocy. Widać zdawała sobie sprawę z tego, że sama nie za bardzo wie co ma robić. Ja też wiedziałam jedynie tyle, ile wyczytałam w internecie (nie przygotowywałam się na przyjmowanie porodu! 8O ). Nie wdając się w szczegóły - czy to z mojej winy, bo przeprowadzanie akcji ratunkowej dla kociaka który nie chciał zacząć oddychać odbyło się za późno, czy może kocię urodziło się już martwe - jeden z pięciu brzdąców nie przeżył porodu. Cała reszta gromadki poradziła sobie. Kociczka okazała się doskonałą mamą, pomimo jej przerażenia samym porodem. Kiedy kociaki miały pięć tygodni NAGLE najmniejszy z nich zaczął słabnąć. Objawy rozpoczęły się późnym wieczorem. Spanikowani, znaleźliśmy całodobową przychodnię SOWA i tam się z nim udaliśmy. Termos z ciepłą wodą, gniazdo wyściełane na nim z ręczników, hyc w samochód. Kocię powoli traciło oddech, raz na jakiś czas zrywało się piszcząc głośno. Kiedy zaczęły się objawy, próbowaliśmy podać mleko (odpowiednie dla kociąt) strzykawką, jednak nie reagowało na to w żaden sposób. W przychodni musieliśmy zaczekać dobre 15 minut aż weterynarz nas przyjął (był w trakcie odbierania porodu u jakiegoś zwierzaka). Kiedy nas przyjął i wyjął malca z gniazdka, kocię zaczęło znów rozpaczliwie miauczeć. BEZ CHOĆBY ZMIERZENIA MU GORĄCZKI, WYKONAŁ ZASTRZYK (nie wiem jaki, bo nie powiedział, nawet nie zapytał nas o zgodę). Wykonał zastrzyk na naszych oczach i kotkowi przekręciły się oczka... Wyniósł go, mówiąc, że zapadł na śpiączkę i na zapleczu go uśpi, a nas poprosił o opuszczenie sali zabiegowej. Nie chciał zapłaty, jednak uważam, że to co się wydarzyło było mało profesjonalne. Następnego dnia następny kociak osłabł, więc zgarnęliśmy cały miot i pojechaliśmy do innej lecznicy ("POD KONIEM"). Tam wytłumaczono nam dokładnie, że jest to zwyczajne przeziębienie (nie żaden konflikt serologiczny jak to nam powiedziano w SOWIE), zbadano kocięta, zanim zabrano się za ich kłucie... Dawki, jakie podawano były o wiele mniejsze niż ta bomba, którą wstrzyknięto w SOWIE pierwszemu maluchowi. Wytłumaczono nam wszystko, zapisano podane leki. Najważniejsze, że PRZEPROWADZONO Z NAMI WYWIAD P R Z E D podjęciem jakichkolwiek działań. Kociaki żyją, mają już prawie rok.
Co mnie oburzyło w SOWIE, jednak byłam w zbyt dużym szoku, żeby zareagować, to fakt, że malca wyniesiono do uśpienia. Nie widziałam w jakich warunkach i przy pomocy jakich środków zostanie on uśpiony. Uważam, że tak nie wolno. Zachowanie tego pana w mojej ocenie jest naganne. Nie mam pewności czy nie wywalił go po prostu do kosza na śmieci... Przesadzam, owszem, ale uwierzcie mi, odczucia po tamtej wizycie mam tragiczne. Nigdy za żadne skarby nie chcę wracać do tej lecznicy zwierząt.
Kiedy następnego dnia pojechaliśmy z kotami do innego weterynarza (lecznica POD KONIEM) powiedziano nam tam, że kocięta zapadły w anemię przez infekcję i istnieje ryzyko, że zapadną w śpiączkę, z której będzie bardzo ciężko je wydobyć. Czyli okazuje się, że kocię, które pan z SOWY wyniósł do uśpienia można było ratować - ON NAWET NIE ZAPYTAŁ NAS O ZDANIE! nie wyjaśnił niczego.


POD KONIEM

Aktualnie leczę tam 3 koty. Powyżej w temacie o "SOWIE" opisałam w jaki sposób różni się lecznica "POD KONIEM" od "SOWY" i w moich oczach "POD KONIEM" wypada bez porównania lepiej. Prowadzą tam ewidencję, zapisują wszystko w plikach komputerowych do wglądu dla personelu w przyszłości leczącego zwierzę oraz dla właściciela w każdej chwili. Tłumaczą co robią, dlaczego, jaki jest skład podawanych leków, jakie mają działanie. Pytają, czy właściciel wyraża zgodę na podjęcie leczenia przez nich sugerowanego. Doradzają jak opiekować się zwierzęciem i pomagają zaplanować długoterminową opiekę weterynaryjną, wyjaśniając co i kiedy należy zrobić (odrobaczywianie, szczepienia, sterylizacja) - ja osobiście potrzebowałam takich porad i jestem szczerze za nie wdzięczna, gdyż poruszone zostały tematy o których sama mogłam nie pomyśleć i przez to nie doszukać potrzebnych mi jako właścicielowi informacji. JEDNAK mam także pewne wątpliwości...
Pozwolę sobie zacytować swoją wypowiedź z innego tematu, która szybko wyjaśni o co mi chodzi i oszczędzi mi pisania tego samego jeszcze raz:

Ja przed momentem wróciłam od weterynarza z moim kotem. Weterynarz podał antybiotyk Synulox (tygodniowa kuracja, początek w zastrzyku, dalsze pięć dni w tabletkach), sugerując zapalenie wirusowe. Nie było mowy o astmie, chociaż po przeczytaniu Waszych wypowiedzi, pomyślałam że to wcale nie taka głupia myśl, ponieważ w moim domu często pali się papierosy... Ogólnie weterynarz zasugerował, że jeśli nie jest to zapalenie wirusowe, to są to POLIPY w nosie. Weterynarz dodał, że obecności polipów nie da się sprawdzić, ponieważ na prześwietleniu nie widać tkanki miękkiej z jakiej są zbudowane, a wprowadzenie kotu do nosa rurki gastroskopowej jest niemożliwe ze względu na brak urządzenia dostosowanego rozmiarami do kotów. Doradźcie mi, co zasugerować wetowi w ramach leczenia mojego kota, jeśli antybiotyk nie pomoże na świszczenie nosem? Jak wykluczyć lub potwierdzić astmę? Czy aby na pewno nie da się potwierdzić ewentualnego istnienia polipów? Jeśli ta diagnoza okaże się trafna - jak można się dowiedzieć czy nie są to zmiany nowotworowe? Mój kot ma niecały rok, objawy bardzo podobne jak u osoby, która założyła wątek (z tym że u mojego kociaka brakuje świszczenia w gardle i brykacz nie chrapie - chyba, że wtedy kiedy nie słyszę).


Moje wątpliwości pochodzą stąd, iż dzisiejszej wizycie patronowała pani weterynarz, z którą styczność miałam po raz pierwszy. Wydała mi się osobą mniej zaangażowaną w leczenie zwierząt niż poprzednia lekarka (niestety nie zwróciłam uwagi na nazwiska jak dotąd - kolejną wizytę postanowiłam odbyć z kotem u pana Jachamana, tak więc jeśli pan Jachman powie mi więcej i okaże się bardziej pomocny przy leczeniu kota, nie uzupełnię już powyższego wpisu o brakujące nazwiska).



Dodam, choć jak dla mnie kwestie finansowe są najmniej istotnym elementem oceny placówki, że "POD KONIEM" wydaje się stosunkowo drogim miejscem, jednak warunki lokalowe w porównaniu z lecznicą pana JACHMANA są o niebo lepsze. Stety bądź nie... jeśli nawet w ścisku i większym stresie dla leczonych kotów okaże się, że pan Jachman da sobie radę ze zdiagnozowaniem problemu świszczenia u mojego kota, wybiorę ten stres i ścisk, bo czasem chyba lepiej zaryzykować niedoskonałe warunki w imię dobrej diagnozy i ostatecznie zdrowia zwierzaka.

Atja

 
Posty: 9
Od: Sob lut 19, 2011 17:05

Post » Czw mar 17, 2011 13:06 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Łódź

Ja polecam Gabinet Weterynaryjny Pies Czyli Kot Joanny Rabiegi na Retkini :D .

ul. Kard. Wyszyńskiego 5/12
94-042 Łódź

Godziny otwarcia:
pn-pt: 10:00-19:00
sb: 09:00-12:00

Dojazd komunikacją miejską - 10, 12, 14 i 86
Obrazek

karolcia_nfo

Avatar użytkownika
 
Posty: 545
Od: Nie paź 10, 2010 20:33
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon kwi 04, 2011 12:16 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Łódź

Polecam lecznicę na ul. Siemiradzkiego.
Obie pracujące tam lekarki są bardzo dobre merytorycznie i w kontaktach z opiekunami zwierząt: spokojne, metodyczne, nigdy się nie spieszą, dokładnie informują, co robią i dlaczego. Pamiętają pacjentów. Świetnie radzą sobie z z agresywnymi dziczkami i kotami-panikarzami.
Pani Monika jest bardzo dobrym chirurgiem - koty, które noszę do kastracji ja i moi znajomi, dawno nie miały tak bezbłędnie zrobionych kastracji i błyskawicznie gojących się ran pooperacyjnych jak u Niej.
fckptn
Obrazek

ana

 
Posty: 23800
Od: Śro lut 20, 2002 21:56

Post » Nie maja 15, 2011 10:54 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

ŁÓDŹ

Serdecznie odradzam:

Przychodnia Weterynaryjna
Radosław Marczak

ul. 11-GO LISTOPADA 38
91-371 ŁÓDŹ
Radogoszcz Zachód

Nie jest to moje własne doświadczenie, ale mojego klienta.

Szczepienie (podstawowe bez białaczki) i zakroplenie przeciwko pchłom i kleszczom dwóch kotów 170 zł 8O Jak dla mnie totalne przegięcie cenowe w porówniu z cenami w innych lecznicach.
Poza tym wg tego pana sterylizacja kotów to ludzka fanaberia :evil:
Nie jest to jedyny przypadak takiego naciągania, a i podobno fachowośc pana Marczaka pozostawia wiele do życzenia.
05.2011 Greta_2006 pisze:8O Chyba wg tego pana, który Ci to opowiedział. Niejednokrotnie słyszałam, jak doktor namawia na sterylizację, gdy czekałam na wyniki badań.
Leczę tam zwierzaki od 5 lat. Pierwszy raz trafiłam z ciężko chorym i w ogóle niezdiagnozowanym kotem. Kot został dokładnie przebadany i uratowany.
Dr Marczak kładzie duży nacisk na profilaktykę, więc zwierzaki mają się dobrze. A jeśli już się pojawi jakiś problem zdrowotny, są skutecznie leczone. Badania można zrobić na miejscu.
Napiszę więcej, jak już ochłonę ze zdumienia.
Może jednak nie warto powtarzać plotek? :?

05.2011 Greta_2006 pisze:Nie no, jasne. Ja tylko leczę w tej lecznicy 4 koty i psa, od pięciu lat, więc nic nie wiem. :roll:
Gdyby nie było warto, nie jeździłabym 50 kilometrów. A ponieważ mam daleko, trochę czasu w tej lecznicy spędziłam, i to nie w poczekalni, a w gabinecie.
Dr Marczak jest najbardziej kompetentnym wetem jakiego znam osobiście. Wykonuje swój zawód z niezwykłą starannością, bierze pod uwagę wszystkie ewentualności.
Ma bardzo dobre podejście do zwierząt, zawsze dba o to, żeby oszczędzić im stresu związanego z wizytą czy zabiegami. Dokształca się.
W lecznicy jest bardzo czysto, czego o wielu lecznicach niestety powiedzieć się nie da.

A ceny - cóż, mnie się rachunki zgadzają.
Usługa typu: "dzień dobry - zestaw nr 3 - 15 zł - do widzenia" mnie nie interesuje.

Interesuje mnie, żeby zwierzak został przed zaszczepieniem zbadany, obejrzany, osłuchany. Żebym mogła mieć pewność że szczepionka jest właściwie przechowywana, że nie będzie przeterminowana (jak mi się zdarza czytać na forum).
A jeśli zwierzak zachoruje, oczekuję że zostanie przebadany, zdiagnozowany, zostaną mu dobrane właściwe, bezpieczne i skuteczne leki.
I to właśnie otrzymuję za swoje pieniądze.
Ja - POLECAM dra Marczaka.

Środków przeciwkleszczowych jest teraz duży wybór, i są w różnych cenach.
Zawsze można to uzgodnić przed zastosowaniem.

05.2011 Irbis060758 pisze:Witam.

ANDORKA pisze i ostrzega na podstawie opinii znajomego (znajomych).
GRETA i ja leczymy u dr. Marczaka swoje zwierzęta.
Różnica wiarygodności powinna być zauważalna.

Z dr. Marczakiem rozmawiałem wielokrotnie, także na temat sterylizacji. Absolutnie wykluczone, aby wyrażał takie poglądy, jak zacytowała Andorka.
Nacisk na profilaktykę, w tym na unikanie niepotzrebnych obciążeń jakimi może być powtarzająca się ruja lub przypadkowe ciąże kotek.

Co do cen: można PRZED wykonaniem zabiegów ustalić, na jakie koszty możemy sobie pozwolić. Często, choć nie zawsze da się to dopasować. Na przykład: ańszy lek, choć dłuższe leczenie.

Niezależnie od kosztu kuracji naszego zwierzęcia, ZAWSZE można zapytać o wszystko, co dotyczy jegpo zdrowia. I otrzymać wyczerpującą, fachową odpowiedź.

Nie zawsze "cena czyni cuda" :twisted:

06.2011 Joanna KA pisze:ODRADZAM! RADOSŁAW MARCZAK - TRZYMAJCIE SWOJE ZWIERZAKI JAK NAJDALEJ OD NIEGO!
mój brat ma sznaucerkę olbrzymkę - 2,5 letnią Inkę.
w poniedziałek 30.05.2011 r. moja bratowa zaprowadziła ją na strzyżenie do fryzjera, który przy swoim gabinecie weterynaryjnym otworzył pan weterynarz Radosław Marczak.
pies miał być zostawiony i odebrany po ok. 3 godzinach.
z "salonu fryzjerskiego" pies jakimś dziwnym trafem znalazł się w gabinecie weta. przy próbach odebrania psa przez moją bratową, a później przez brata (po awanturach, bo mieli zamykane drzwi przed nosem i podawaną informację, że pies jeszcze nie jest ostrzyżony), okazało się, że pies miał założony wenflon i najprawdopodobniej był usypiany. dodatkowo w gabinecie znajdował się inny pies, który był po wypadku. domyślamy się, że Ince została pobrana krew w celu przetoczenia krwi psiunowi z wypadku.
nieśmiało nadmieniam, że NIKT nie pytał mojej bratowej czy brata o pozwolenie na tego typu zabiegi.
ten "lekarzyna" tłumaczył się że krew była pobierana faktycznie, bo on ma podpisaną jakąś tam umowę z firmą "Bayer" i robi badania krwi zwierzakom, w jakimś tam celu - nie wiem dokładnie co powiedział o celu tych badań.
na sugestię, że sprawa nie zostanie tak pozostawiona - "weterynarzyna" machnął ręką i powiedział, że i tak mu nie mogą nic zrobić.
pies został "oddany" po 7 (słownie siedmiu) godzinach!!!

NIE POLECAM!

07.2011 mhsa pisze:Zależy jakiej szczepionki użytko oraz jakiego środka przeciwpchelnego/przeciwkleszczowego. Bo jeśli np. kociaki zostały zaszczepione Purevaxem, a na pchły i kleszcze zaaplikowano preparat spot-on Frontline, ta cena wcale nie jest wysoka! Sama szczepiłam Purevaxem swojego kociaka i obdzwoniłam wiele lecznic z pytaniem o cenę - najniższą, jaką usłyszałam było bodajże 75 zł. A preparat Frontline? Cóż, nawet na Allegro, gdzie jest najtaniej jedna pipetka kosztuje ok. 15 zł (20 z przesyłką).

Lepiej byłoby, gdyby wraz z taką wypowiedzią podać nazwy preparatów/szczepionek, jakie zostały użyte. Sucha informacja "zapłaciłam majątek tylko za szczepienie i odpchlenie!" jest nie na miejscu.
Obrazek

andorka

 
Posty: 13130
Od: Wto kwi 25, 2006 22:33
Lokalizacja: Łódź-Polesie

Post » Śro cze 08, 2011 17:02 Re: ŁÓDŹ i łódzkie

Łódź

Polecam bardzo dr. Pacałowską, dzięki niej mam mojego psa Felka, którego jako szczeniaka, jeszcze z rodziny patologicznej, wyratowała po wypadku, poskładała mu łapkę i miednicę. Pies chodzi, a Pod Koniem na widok zdjęcia RTG wet stwierdził "uśpić". Teraz Fel ma 6 lat i biega jak szalony. Dr. Pacałowska ma prawdziwe powołanie, wspaniały lekarz.
Bardzo polecam też Sowę, naprawdę są solidni, nie zdzierają, z tego, co słyszałam, pozwalają nawet odpracować leczenie psa, jeśli kogoś nie stać na zabieg. Są uczciwi, nie naciągają. Mają dobrych lekarzy, między innymi kardiologa. No i jest całodobowa, co bywa cenne.
Lecznica Na Stokach na Janosika - też fajni, podejmują się ryzykownych zabiegów, jeśli widzą szansę, ale uczciwie przedstawiają, jakie są wszelkie możliwe opcje i ile kosztują. Solidni lekarze.

Nie polecam Asa. Moje psy miały chipy wszczepiane dwukrotnie, bo za pierwszym razem obu psom wypadły (?!). Poza tym jeden pies, pięcioletni, nie przeżył ich leczenia, lekarze miesiąc błądzili i nie wymyślili niczego, aż było za późno i pies zszedł na skręt kiszek. Wtedy nie znałam jeszcze Sowy.

06.2011 casica pisze:Absolutnie odradzam "Sowę". Coraz więvej jest na jej temat głosów krytycznych. I tu, na forum, i poza forum. Sama przekonałam się, że nie warto - zdiagnozowanie lamblii u kociat na podstawie widzimisię wetki. Poza tym propozycja uśpienia, a nie leczenia psa - bo już i tak jest stary i chory.
Lecznicę "Na Stokach" też polecam.

Polecam również "Asa", ja jeżdżę tam od 1999 roku (gdy jeszcze był na Sienkiewicza), na dr Charmasie oraz dr Balceraku przez tyle lat nigdy się nie zawiodłam. To lecznica duża, całodobowa, rotacja lekarzy (zwłaszcza młodych) jest spora, warto więc wiedzieć do kogo tam się należy udać.

Sybel

 
Posty: 11
Od: Śro cze 08, 2011 16:35

Post » Czw cze 23, 2011 17:46 Polecany Gabinet Weterynaryjny - Skierniewice

Witajcie,
Na prośbę nowego domku naszej maludy, bardzo proszę o opinie na temat
lecznic weterynaryjnych w Skierniewicach i okolicy.
Potrzebujemy dobrego weta, któremu ze spokojem można powierzyć koteczkę
... sterylka, rutynowa kontrola zdrowia, szczepienia
Będę wdzięczna za wszystkie sugestie :)
Obrazek

Ania1

 
Posty: 43
Od: Sob gru 11, 2004 1:47
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt cze 24, 2011 13:36 Re: Polecany Gabinet Weterynaryjny - Skierniewice

Sporo ludzi chodzi do pana Mozgi, tu stronka lecznicy:
http://www.vetmozga.com/

Ja kiedyś ze względu na bliskość chodziłam ze zwierzakami do "Arbor Vite" lecznicy na ul Czytej, wetki ok, robiłam tam sterylkę koty.
W zeszłym roku byłam z futrami w lecznicy "Pręgowane i Łaciate", zanim przeprowadzono odrobaczenie, najpierw zostały zrobione badania na co konkretnie podać środek, bardzo miłe babeczki, mimo, że przy podawaniu paskudnej w smaku tablety jedna z kotuch ciachnęła zębami wetkę w palec :oops:
"Pręgowane i Łaciate" Gabinet Weterynaryjny Ewelina Wypych
Nowobielańska 45 D
96-100 Skierniewice
- woj. łódzkie
tel. 600 239 688
Spytaj może na PW kogoś z wątku Satyrkowego, osoby są ze Skierniewic, mają ogromne serce i doświadczenie, jeśli chodzi o koty i wetów pewnie też. Tu link do wątku:
viewtopic.php?f=1&t=129028&hilit=skierniewice
Pozdrawiam!

akasheni

 
Posty: 297
Od: Sob lut 13, 2010 11:07

Post » Pt cze 24, 2011 14:46 Re: Polecany Gabinet Weterynaryjny - Skierniewice

Wielkie dzięki :D ..."Pręgowane i łaciate" wygląda zachęcająco, ale jeszcze zajrzę
do polecanego Satyrkowego wątku.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :kotek:
Obrazek

Ania1

 
Posty: 43
Od: Sob gru 11, 2004 1:47
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt lip 08, 2011 13:05 Re: Polecany Gabinet Weterynaryjny - Skierniewice

Tylko "Pręgowane i Łaciate" i to kiedy jest szefowa albo dr Justyna. Mozgę omijaj z daleka, tragedia, niewiedza i łasość na kasę.
Obrazek

Satyr77

 
Posty: 7920
Od: Pt lip 31, 2009 12:06
Lokalizacja: Óć

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 54 gości