Witam serdecznie,
Nie wiem w którym dziale zamieścić moje pytanie, natomiast odnosi się ono zabiegów weterynaryjnych i konsultacji z właścicielem.
Niestety osoba odbierająca kota od weterynarza zapomniała wypisu, więc nie wiem jakie leki podano kotu i jakie jeszcze zabiegi wykonano podczas naszej nieobecności.
W dniu dzisiejszym weterynarz stwierdził u kota zator w jelicie. Zrobiono zdjęcie rentgenowskie, badanie ogólne i lewatywę. W trakcie lewatywy okazało się, że problem jest bardziej złożony i zrobiono kolonoskopię w trakcie której odkryto dużo guzów w przewodzie pokarmowym. Na etapie lewatywy byliśmy na etapie 170 zł. Od tamtej pory cena wzrosła do 640 zł. Nikt z nas nie mógł być z kotem cały czas w gabinecie, natomiast zrobiono mu zabieg bez konsultacji z właścicielem. Kot ma szwy na brzuchu, nie wiem jak dużo, bo nie daje się dotknąć a nie chce dodatkowo stresować. Osoba odbierająca kota połowy informacji przekazanych przez weterynarza nie pamięta - kot ma albo raka albo jakiegoś "wirusa" więc szok jest dla nas olbrzymi. Czekamy na wyniki badań laboratoryjnych.
Natomiast pytanie jest zasadnicze, abstrahując od tego, że zrobimy wszystko, zeby kot był zdrowy, to mimo wszystko czuję, że chyba coś jest nie tak jak powinno być.
Weterynarz nie konsultował z nami zabiegu chirurgicznego. Nie pytał czy się na to zgadzamy. Kot był sam u weterynarza parę godzin. Nie wiem, czy to przez szok, że dowiedzieliśmy się, że kot ma najprawdopodobniej raka i przerzucamy złość bezpodstawnie na inne osoby, czy rzeczywiście coś jest nie tak, ale czy weterynarz nie powinien przypadkiem konsultować z właścicielem (telefonicznie) zabiegów, które wykonuje? Czy my się na to zgadzamy, czy mamy na to pieniądze. Równie dobrze możemy chcieć skonsuktować się z innym weterynarzem. Nie wiem co mówi o tym etyka weterynaryjna. Jesteśmy bardzo zmartwieni i nie wiem czy ktoś kosztem naszych emocji i cierpienia kota przypadkiem nie robi świetnego interesu. Proszę o odpowiedz doświadczone osoby a głównie weterynarzy, ponieważ pierwszy raz się z tym spotkałam. Poprzedni weterynarz zawsze dzwonił jak coś się działo i pytał czy zgadzamy się na jakieś badania albo zabiegi, które niosły za sobą duże koszta.