Witam !
Jestem nowy tutaj, więc specjalnie nie wiem czy to jest miejsce do antyreklam natomiast uważam, że warto zapoznać was z tym jak potraktował kota w ciężkim stanie i dlaczego nie warto korzystać z jego usług.
Pod blokiem na osiedlu przez dwa lata żył kot, kilka osób próbowało go złapać niestety bezskutecznie bo obok był parking zamknięty, ale nie miał się źle. Kilka rodzin go dokarmiało, panowie z parkingu też więc nie dość, że miał gdzie sobie pobiegać to jeszcze miał jedzenie do wyboru do koloru, w pewnym momencie ludzie dokarmiający go śmiali się, że stał się wybredny bo zaczął wybierać najsmaczniejsze , kilka miejsc gdzie mógł sobie poleżeć też miał prowizorycznie zrobione.
Przemieszkał tak dwa lat pod blokiem lecz nagle zaczął gorzej wyglądać, strasznie był wychudzony, zaczął się zataczać i prawie się nie poruszał. W końcu udało z mamą mi się go złapać na wołowinę do bardzo prowizorycznego pudełka. Poszliśmy do Witały bo był po drugiej stronie ulicy.
Jak wyglądała wizyta?
"Lekarz" nie przebadał kota, wcisnął mu dwa zastrzyki na odrobaczenie i szczepionkę tricat - o ile dobrze pamiętam nazwę, wyczyścił bardzo prowizorycznie uszy - kot miał świerzb, obciął na wyścigi pazury, tak jakby miał za 5min zamknąć gabinet choć do tego brakowało godziny. Nie zaproponował badania krwi, nie zainteresował sie tym dlaczego kot jest wychudzony. Po badaniach wzięliśmy go do domu, dostaliśmy lekarstwo na świerzb i za dwa tygodnie mieliśmy zgłosić się na kastracje bo mamy dwie kotki. W domu kotu dopisywał apetyt, w dobrej wierze karmiliśmy go wołowiną, kurczakiem, śmietaną, saszetkami różnymi, a to felix, shiba itd., dogadzaliśmy mu jak tylko się dało. Niestety po tygodniu, dwóch stracił kompletnie apetyt, przestał jeść, dlatego poszedłem po antybiotyk w tabletkach, po kilku dniach zażywania, kot poczuł się na tyle dobrze, że strasznie chciał wyjść - dobijał się do okien, drzwi. Chcieliśmy z nim wyjść na spacer, kiedy zrobiliśmy wyrwał się ze smyczy i uciekł. Wieczorem udało nam się go wziąć na górę, niestety dobijanie do drzwi i okien znowu się zaczęło więc drugiej nocy znowu wypuściliśmy go na dwór. Po dwóch dniach na dworze (dzisiaj) inna Pani, która go dokarmiała wzięła go do brynowa do innego lekarza, który pobrał krew i przebadał pod kątem kociego hiva, białaczki itd. Z badań wyszła fatalna diagnoza - niewydolność nerek, kot musiał dostać specjalną karmę - RENAL dla nerkowców. Dzisiaj znowu kot jet z nami w mieszkaniu i wcina jak szalony saszetki royal canin. I szlak mnie trafia, bo przez kilka dni kiedy apetyt mu dopisywał z mamą dobijaliśmy kota wołowiną, kurczakiem i innymi kocimi przysmakami, ale nie byłoby tego gdyby tzw. specjalista Witała PRZEBADAŁ go. Nie obwiniam Witały za chorobę kota bo to byłoby śmieszne, ale obwiniam go o to, że nie przebadał kota, że gdyby nie znajomość innej Pani, Kitek padłby za chwilę od ilości podawanego białka w diecie i nikt by nic nie wiedział o tym, że jest chory na nerki !
Ludzie proszę przekazujcie dalej, żeby tego kr*tyna trzymać z dala od zwierząt. On nie nadaje się do tego zawodu kompletnie !!!!!