» Sob lut 28, 2015 17:18
KOSZMAR W KLINICE
Brak słów na to, co się dzieje i jak wyglądają usługi weterynaryjne w tym kraju...
W poniedziałek moja kotka wymknęła się na balkon i niestety wypadła. Mieszkam na 5 piętrze, a kot nieszczęśliwie spadł na metalowy murek. Przednia i tylna łapa zostały zmiażdżone...
Natychmiast pojechaliśmy do weterynarza. Weterynarz kazał Kocie (tak ma na imię) chodzić po podłodze, żeby sprawdzić, czy kot doznał obrażeń!!! Kot zaczął zawodzić z bólu (nie dziwota, skoro miał zmiażdżone łapki!). W gabinecie nie było potrzebnego sprzętu, więc od razu pojechaliśmy do kliniki całodobowej. I tu dopiero zaczyna się nasz koszmar. Kot został przyjęty (ok. 22.00) i stwierdzono, że żeby cokolwiek zrobić, trzeba zaczekać do rana (jeśli kot przeżyje noc, to się nim zajmą). Kot przeżył, więc we wtorek miał mieć operację, podczas której lekarz miał zoperować obydwie łapki. Operacja zaczęła się o 20.00, o godzinie 23.00 dostałam telefon od lekarza przeprowadzającego zabieg. Poinformował mnie, że udało się zoperować tylko przednią łapę (operacja się udała), bo płuca nie pracują prawidłowo. Tylna łapa będzie operowana w czwartek. W czwartek od godziny 8 rano wydzwaniałam do kliniki, żeby dowiedzieć się o której ma się odbyć operacja. Po kilkunastu telefonach i informacji zwrotnej, że lekarz nie może rozmawiać, że nikt nic nie wie i że do mnie oddzwonią, zaczęłam się denerwować. Po pracy od razu tam pojechałam. Akurat był lekarz prowadzący Kotę, więc udało mi się z nim porozmawiać. Okazało się, że kot był operowany o 8 rano (do godziny 18.00 nikt mnie o niczym nie poinformował!) i, że są szansę, że będzie chodzić. Powiedział też, że kot może jutro (w piątek) wrócić do domu). W piątek pojechałam po kota. Przyjęła nas inna lekarka i powiedziała, żebym się nie przeraziła, bo prawa łapka jest cała pokrzywiona i bez opatrunku. Zapytałam jak to możliwe, skoro kot miał tę łapkę we wtorek operowaną i, że wszystko było ok? Odpowiedziała, że żadna operacja nie miała miejsca i, że lekarz postanowił zająć się tym złamaniem po tym jak tylna łapa będzie w miarę stabilna. Usiadłam z wrażenia. Czyżbym miała paranoję. Zabrałam kotkę do domu. Umieściłam w specjalnej klatce (przez 8 tyg. musi w niej siedzieć). W domu kotka próbowała wielokrotnie stawać na tej powykrzywianej (w literę "s") łapce. Dzisiaj rano pojechałam do kliniki w celu podania jej antybiotyku i przeciwbólowych leków. Przyjęła nas lekarka, która zna nasz przypadek i która konsultowała się codziennie z lekarzem prowadzącym w sprawie Koty. Jak zobaczyła łapę Koty i usłyszała, że operacja nie miała miejsca, to się załamała i sama nie wiedziała, o co chodzi. Poza tym stwierdziła, że ten kto kazał iść kotu do domu bez zabezpieczenia (bez usztywnienia i opatrunku) tak uszkodzonej łapy jest zupełnie nieodpowiedzialny. Obiecała, że ściągnie lekarza i wyjaśni sprawę. Zatrzymała Kotę w klinice....Po kilku godzinach dostałam tel., że lekarz przyjedzie wieczorem i obejrzy łapę, w razie czego przeprowadzi operację. Sama już nie wiem, co robić, bo to, co tam się dzieje zaczyna mnie przerażać... Próbuję skontaktować się z innym specjalistą (z polecenia), który jak na razie nie odbiera i nie oddzwania. Sama nie wiem, co robić... Dodam, że obsługa w tej klinice jest fatalna. Codziennie przyjeżdżając do kota słyszałam, że "kot jest niedobry" i, że mają go dość. Nie rozumiem takiego podejścia do zwierząt!!! Moja Kota nie jest najbardziej towarzyskim kotem w stosunku do obcych ludzi, nigdy nie miała też kontaktu z innymi zwierzętami (dla domowników jest cudowna i przyjacielska). Poza tym ma 2 strzaskane łapy, obite narządy wewnętrzne....Więc to normalne, że się denerwuje. Na razie czekam do wieczora, aż lekarz ją zbada, ale nie jestem pewna, co powinnam zrobić...Istnieje możliwość, że dzisiaj ją będzie operował, ale zastanawiam się czy powinnam znowu oddać kota w jego ręce... Po tym, co zrobił (puścił kota z powykrzywianą, niezabezpieczoną łapą do domu!!!), nie mam do niego zaufania. Dodam, że za 4 dni leczenia zapłaciłam prawie 20000 (i nie w tym rzecz, bo zapłaciłabym każdą sumę), chodzi o to, że kot cierpi i nadal jego łapa jest w fatalnym stanie. Jestem załamana....