Deli, z calym szacunkiem, ale nie znasz kota Szymkowej, zeby tak od razu radzic jej glupiego jaska do pobierania krwi.
Z doswiadczenia z moim Guciem (ktory jest bardzo trudnym pacjentem) wiem, ze bardzo duzy wplyw na zachowanie kota w gabinecie podczas badan ma m.in. stosunek lekarza/y do zwierzecia i atmosfera panujaca wokol niego.
Odkad dr Ania nie przyjmuje w Trojmiescie, to mam problem z Guciem. W gabinecie wet. tez w niego diabel wstepuje, ze nie mozna nad nim zapanowac. W zeszlym roku mialam z nim takie przeboje, ze kilku wetow z roznych lecznic nie moglo pobrac krwi i chcialo mi kota usypiac do tego 'zabiegu'
W jednej lecznicy pobrali by krew na pewno, ale tam to jest istna rzez - raz mi prawie kota udusili, a kot mial uraz do wszelakich wetow przez rok (po jednej z takich wizyt nie pozwolil sie dotknac zadnemu wetowi). Dlatego nie chcialam tam isc na pobranie krwi i narazac Gucia na takie przezycia. Po konsultacjach tel. z dr Ania, ktora stwierdzila, ze nie ma przeciez kota, ktoremu nie da sie pobrac krwi na zywca i byla przeciwna poddawaniu Gucia jakiejkolwiek narkozie, nie zgodzilam sie na zadne 'glupie jaski'. Moze i troszke przesadzila (mowiac, ze nie ma kota, ktoremu nie da sie pobrac krwi) - tego nie wiem, ale Ona ma duze doswiadczenie z kotami, wiec mysle, ze wiedziala co mowi. W ogole ona nie jest taka szybka do podawania srodkow otlumaniajacych do badan, ktore tego nie wymagaja. Po kilku nieudanych probach w roznych klinikach (gdzie Gucio rzucal sie juz przy dotknieciu lapy, bronil sie zebami i pazurami) udalo mi sie w koncu znalezc Pania, ktora swietnie potrafi pobrac krew - bez otlumaniania, bez niepotrzebnego obciazania organizmu narkoza. Krew pobiera rownie dobrze i sprawnie jak dr Ania. Tylko troche mi glupio, bo ide do tej lecznicy raz w roku jedynie na pobranie krwi...
A jeden wet w ogole nawet zastrzyku Guciowi nie jest w stanie podac. Juz na samym wejsciu Gucio sie wscieka, a wet, jak tylko go widzi, to jest przerazony. Raz Gucio tak na niego sie rzucil, ze wet odskoczyl w kat i zlamal igle. Dlatego juz tam nie chodze.
Ciekawe, ze dr Ania nigdy nie miala takich problemow
Ona mogla zrobic niemal wszystko z moim Guciem. Nigdy na sile, nawet jak trzeba bylo kota czy psa mocniej przetrzymac w wiecej osob, to nigdy nie wygladalo to jak proba pokazania kto jest silniejszy (tak jak w jednej znanej mi lecznicy) i zawsze z recznikiem na szyi, zeby uniknac podduszania.
Mnie tez sie nieraz dostalo i zostalam pogryziona, podrapana. Ale nie pozwolilabym na podawanie narkozy do takich badan jak pobranie krwi czy USG (choc fakt, ze zwykle podczas tego badania Gucio jest aniolkiem - moze dlatego, bo lubi glaskanie po brzuszku?
). Mam uraz do tego typu srodkow, bo kiedys silny, duzy pies mojej kuzynki odszedl po zwyklym Sedalinie, a przeciez czesto podaje sie ten srodek w domu, w podrozy. Zalecany jest przez wielu wetow (na szczescie niektorzy go odradzaja).
Kazda narkoza, lekka czy nie, jest ryzkowna. Nigdy nie wiadomo jak zywy organizm zareaguje.
Deli, nie znam Twojej kotki. Moj post byl skierowany glownie do Szymkowej, bo pytala o weta, ktory poradzilby sobie z agresywnym kotem, wiec polecilam. Zanim zdecyduje sie na glupiego jaska, niech najpierw sprobuje u dr Ani. Odnosnie usypiania kota wyrazilam tylko swoje zdanie. Byc moze jej kot jest tak agresywny, ze nie da sie inaczej, moze i sa takie jednostki. Jednak w wiekszosci przypadkow mozna uniknac otlumaniania zwierzecia. Prawda jest taka, ze niestety w wiekszosci przypadkow weci podaja narkoze dla wygody, bo tak latwiej. Bo sobie z kotem nie potrafia poradzic.
Jakis czas temu kastrowalam dziczke, po ok. tygodniu sciagalismy szwy. Jak sie okazalo nie byla to taka calkiem dzika kotka, ale oswojona tez nie. Jak poszlam z nia na zdjecie szwow, to przyjely nas 2 mlode panie - pielegniarki. Powiedzialam tylko, ze kotka wolnozyjaca po kastracji do zdjecia szwow. Panie byly przygotowane, ze to dziczka, kazaly mi sie troche odsunac, nawet nie wspomnialy, nie przyszlo im do glowy, zeby podawac jej narkoze. Wszyscy bylismy zdziwieni, ze kotka okazala sie grzeczniejsza niz moja Malwina
Bo jednak na dworzu ani jak byla w klatce po sterylce nie dala sie dotknac ani poglaskac, ale podchodzi blisko, nie ucieka za bardzo. Jestem przekonana, ze w wiekszosci lecznic, slyszac, ze jest to dzika kotka, z miejsca chcieliby ja usypiac do zdjecia szwow.
No i znowu sie rozpisalam