Moi drodzy,
Właśnie wróciłem z kliniki na Żabińcu, gdzie mój brytyjczyk mial mieć kastrację. Kociak skończył 6 czerwca pół roku. Zabieg oczywiście umówiony wcześniej, poprosiłem o to, żebym mógł być przy kocie dopóki nie usnie, żeby zminimalizować stres. Kociak jest jeszcze mały, nie lubi obcych, jest zakochany w swoich właścicielach i tylko nam okazuje serdeczność. Nie lubi byc głaskany, dotykany przez inne osoby. Lekarz spóźnił się pół godziny,był sam w gabinecie, przyjmował pacjentów, przyjmował pieniądze, miotał się po całej klinice. Waga do ważenia zwierząt byla miejscem, gdzie leżało w międzyczasie kilka psów, stawali na nia ludzie, na koniec jeden pies zwymiotował na wagę. Kiedy zostaliśmy przyjęci, lekarz od razu powiedział: proszę zważyc kota, zostawić go i odebrać ok.16:00. Nie zapytał sie ani o stan zdrowia kota, o książeczkę, po prostu o nic. Mówię lekarzowi, że po pierwsze nie postawię kota na brudną wagę, po drugie prosiłem o to, żeby być przy kociaku jak bedzie usypiał. Pan doktor odrzekł na to, że jest dzisiaj sam, musi przyjać pacjetów i jak tylko coś się zwolni, to wykastruje kota. Jakaś paranoja. Muszę tutaj zaznaczyc, że całkiem niedawno straciłem jednego kociaka i wiem jak delikatne są brytyjczyki. Nie jestem rozhisteryzowany i staram sie rozsadnie podchodzić do wychowania kota, ale cała sytuacja była dla mnie po prostu absurdalna.
Do lecznicy MULTIVET nie pójdę nigdy w życiu.
Umowiłem sie do dr Pawła Lisa. Zobaczymy.