ja z kolei nie polecam tego gabinetu kolo krokodyla (wetmorena chyba). z niemal rocznym maine coonem (!) poszliśmy tam, bo wymioty, kaszel i osowiały. pani do nas ze to NA BANK niewydolność nerek. po zbadaniu moczu stwierdziła jednak, że to NAPEWNO niewydolność trzustki. minęły trzy dni, kot nie je, nie pije, cały czas to samo. nawet nie osłuchała płuc i serca... na czwarty dzień poszliśmy do innego weta, powiedzieli ze tak, pewnie trzustka. jak na piaty dzień goym uchem było slychać charczenie przy oddychaniu, i kot nie mogl nawet wskoczyc na łóżko, tak był osłabiony, druga wetka łaskawie wsadziła go na pół godziny pod namiot tlenowy, i jak zrobiło się lepiej WYPISAŁA DO DOMU!!! bez jakichkolwiek leków, zaleceń, nic. po powrocie do domu kot juz sie przewracał, po przyjeździe do szpitala dla zwierzat juz nie bylo co zbierac
pani odessała 5 ml (!!!) płynu z płuc, a diagnoza? HCM
u maine coona... nie mozna było się domyślić, co? kot niestety zmarł w męczarniach, a my głupi zawierzyliśmy wetowi, ktory chyba tylko w zyciu odrobacza i szzepi, bo na pewno nie leczy...