*anika* pisze:AnielkaG pisze:OKI, ja byłam na Białobrzeskiej dwa razy, zostałam potraktowana dokładnie tak samo, dlatego moja noga tam przenigdy nie postanie
Ja tam bywam tylko z okazji operacji u dr Agnieszki Karewicz-Żurańskiej (moim zdaniem b. dobry chirurg), a ostatnio tam leczyłam kota 2 lata temu, niestety nie przeżył (biało-rudy Piotruś z mojego podpisu). Do końca nie usłyszałam żadnej diagnozy, ale i przypadek był moim zdaniem trudny, a sposób leczenia przy tym kocie był moim zdaniem bez zarzutu (żadnych niepotrzebnych leków nie dostał, ani też nie zaniedbali zrobienia wszystkich potrzebnych badań dodatkowych). Tylko diagnozy brak - kompletnie wiedzieli co kotu jest, ale moim zdaniem każdy inny dobry weterynarz także by tego nie wiedział, bo objawy teoretycznie wskazywały na jakąś nieokreśloną chorobę wirusową, jednak żadną z tych, które można wykryć i zdiagnozować. Kociak miał niecałe 2 miesiące.
Jednak także usłyszałam raz w recepcji, gdy z prawie umierającym (od tygodnia) kociakiem (powyższym Piotrusiem) dotarłam do lecznicy w dzień świąteczny dokładnie GODZINĘ przed zamknięciem (czyli oficjalnie w takiej godzinie, w której jeszcze normalnie mnie by przyjęli) "a czy pani nie może jutro przyjść?", "a dlaczego tak późno pani przyszła??? my już zamykamy!!!". Oczywiście postawiłam na swoim, a wizyta była umówiona i ustalona z weterynarzem prowadzącym na poprzedniej wizycie, czyli dokładnie dzień wcześniej. Pana z recepcji powinni moim zdaniem zwolnić
Jeśli chodzi o opiekę po kastracjach moich dwóch kotek - jedna 21 marca 2006r., druga 1 kwietnia 2011r. - to w 2006 było ciut lepiej bo w roku 2011 dostałam kotkę nie ubraną w kubraczek, mimo, że wyraźnie o to prosiłam i zostawiłam ubranko wcześniej kupione, żeby jej założyli tuż po zakończeniu operacji (wiem jak kotki wybudzające się już znoszą takie manewry - raz byłam przy próbie założenia kubraczka kotce kilka godzin po kastracji, darła się jakby ją żywcem palili...). Żadnych komplikacji po operacjach nie było, rozcięcie na 1cm, bardzo ładnie się goiło.
Jednak po tym co przeczytałam powyżej, jedynym powodem do odwiedzenia tej lecznicy będzie chęć zoperowania tam kota tylko przez tą jedną panią doktor (Karewicz), bo niestety lepszych chirurgów od niej nie znam.
W tej przychodni uratowano mi kota. Podobno to rzadki nowotwór, guz po szczepieniu na wściekliznę. Przed wizytą u dr. Karewicz kot był operowany dwukrotnie w lecznicy z której korzystam na co dzień na Reymonta w Warszawie. Guz odrastał po 3-4 tygodniach od operacji. Po kwerendzie w internecie trafiliśmy do przychodni na Białobrzeskiej. Nie robiono mi wielkiej nadziei , kot był po dwóch operacjach , poprzedni lekarz zalecał uśpienie. Pani dr. Karewicz nie tylko zoperowała kota któremu już nikt nie dawał szans , opiekowała się nim w trakcie gojenia rany (5 miesięcy )
Wybitny weterynarz (chirurg ) i na pewno miłośniczka zwierząt. To samo mogę powiedzieć o dr. Fraś która też opiekowała się Wapkiem
Minął blisko rok od operacji i Wapek cieszy się życiem. Żadnych śladów wznowy