Tytuł dodany przez moderatora.
E.
Uwaga! Przestrzegam przed nocnym dyżurem w Wila-vet w Warszawie!!!
Wczoraj wieczorem pojawił nam się problem z podłączeniem kroplówki do wenflonu,
wenflon był do wymiany.
Ponieważ na Gagarina nie mogli przyjąć z powodu za dużej ilości pacjentów,
pojechałam do Wila-vet na wymianę wenflonu, bo miałam stosunko blisko.
Przyjęła mnie jakaś młoda dziewczyna na oko 24-27lat, która z trudem zdjęła
wenflon i zaczęły się schody. Ogoliła kotkowi sporą część łapki i próbowała wkłuć,
przymierzała się do tego około 10minut, wkuła, to się okazało że coś nie tak,
później spróbowała w inne miejsce, jeszcze bardziej zgoliła łapkę kotkowi,
przymierzała się 100razy, namyślała jak to zrobić, gdzie ta żyła, o co w tym chodzi.
Jeszcze się zastanawiała w międzyczasie, czy jednak nie spróbować do tamtej łapki...
Kot chory na pp przeżył szok, biedny na zimnej tafli siedział, trzęsł się.
Siedział 20minut, w końcu nie założyliśmy wenflonu, zrezygnowaliśmy, na co
Pani się zgodziła (byłam w szoku - weterynarz bez sprzeciwu przytakuje, że
dobrze, nie założymy wenflonu bo coś jej się nie udaje).
No tragedia... Nie znam nazwiska osoby, która pełniła dyżur w tejże klinice w nocy
z 31.10/1.11, ale to nie był żaden weterynarz! Ta kobieta po prostu nie umiała tego
zrobić.
Jeszcze zażądała 20zł za to że przyjęła... SZOK!
viewtopic.php?f=1&t=119402&p=6601445
11.2010 Marcelibu pisze:Tu inna wersja zdarzeń:
Ze względu na to, że właściciele lecznicy Wila-Vet są poruszeni całą sytuacją i bardzo zależy im na wyjaśnieniu, poniżej wklejam to, jak przedstawia pani doktor wet., która przyjmowała pacjenta, o którym mowa w pierwszym poście:Witam,
W odpowiedzi na zarzuty jakie się pojawiły w internecie, postanowiłam zabrać głos w tej sprawie. Jestem lekarzem weterynarii, który przyjmował z nocy 31.10 na 01.11 kota z panleukopenią. Właścicielka zadzwoniła do lecznicy ok. 2.00 i spytała się czy można u nas założyć wenflon kociakowi choremu na panleukopenie i przedstawiła historię choroby, zapytała o koszta i powiedziała że się zastanowi. Pół godzinny później ponownie zadzwoniła i powiedziała że wybiera się z kotem do lecznicy. Pani przyjechała ok. godz 3.00 do lecznicy, powiedziała ze kotek leczony jest od kilku dni, ma zalecenia od innego lekarza, a pani podaje mu sama leki i poprosiła mnie tylko i wyłącznie o zmianę wenflonu. Na stół położyłam ligninę i założyłam rękawiczki, a pani podłożyła kocyk, więc zarzuty że kot leżał na zimnym stole są bezpodstawne. Najpierw sprawdziłam czy stary wenflon działa, był niedrożny, wiec zdjęłam go i wcale nie nieudolnie jak opisuje to właścicielka, tylko ostrożnie żeby nie sprawiać bólu zwierzęciu. Łapkę wygoliłam, bo takie są zasady przy zakładaniu wenflonu, żeby lepiej widzieć żyłę, jak również ze względu na antyseptykę. Pani poprosiła o fioletowy wenflon, który zrolował się przy zakładaniu, wzięłam więc drugi- większy, żółty i próbowałam założyć. W międzyczasie właścicielka cały czas mówiła że to strasznie musi boleć kota, ze to bolesne, chociaż kotek był spokojny i założenie venflonu nie jest bolesnym procesem i wie to każdy, kto miał zakładane dojście dożylne, może tylko nieprzyjemne. Właścicielka powiedziała że jej słabo, nie chciała współpracować, a na prośbę jej męża że on przytrzyma kota nie chciała się zgodzić. Pani stwierdziła, że kot i tak ma innego lekarza i wybiera się do niego rano, że nie chce żebym zakładała venflon i wyszła nie uiszczając nawet zapłaty. Mąż właścicielki kotka przeprosił mnie za zachowanie żony i zapłacił równowartość 2 wenflonów, czyli 20 zł. Po wizycie odkaziłam stół virkonem, a cały zabieg przeprowadzałam w rękawiczkach, tak żeby nie mógł się zakazić żaden inny pacjent.
W odpowiedzi na zarzuty właścicielki kota, chcę powiedzieć, ze nie sprawiałam krzywdy zwierzęciu, chciałam pomóc i założyłabym venflon gdyby dała mi dokończyć. Każdy lekarz wie, ze zakładanie wenflonu u małego, chorego kociaka może być trudne i nie zawsze się udaje za pierwszym razem i nie świadczy to koniecznie o doświadczeniu. Medycyna to nie matematyka. Co do zarzutu o niedoświadczenie moje jako lekarza, to pracuję w zawodzie od 3 lat, zakładałam już wenflony wiele razy, również 3 tygodniowym kociakom chorym właśnie na panleukopenie. Tym razem też bym założyła przy odrobinie wspólpracy własciciela, bo to w naszym zawodzie jest bardzo ważne. Co do zarzutu, ze nie zajęłam się kociakiem chorym na panleukopenie, to pani na wstepie zaznaczyła ze chodzi tylko o venflon, że nie oczekuje ode mnie nic więcej, że kot jest już leczony w innej lecznicy.
Na koniec mam prośbę do właścicielki kota, ponieważ wyszła nie zostawiając danych proszę o kontakt z naszą lecznicą, żebyśmy mieli okazje na wyjaśnienie tej sytuacji, ponieważ oskarżać kogoś w internecie jest bardzo łatwo. Ja chętnie porozmawiam z tą panią i wyjaśnię wszystko, ponieważ te oskarżenia są bezpodstawne, godzą w dobre imię lecznicy jak i moje, a jeśli ktoś oskarża bezpodstawnie to musi się liczyć z konsekwencjami.
Lek wet Aleksandra Emanowicz
Nadmieniam, że lecznica robi naprawdę duże wysiłki celem skontaktowania się z forumowiczką Sacilla - podane zostały na wątku numery telefonów z gorącą prośbą o kontakt.