Po pierwsze TŻ zachwycony Brzeskim, że sympatyczny, pełen empatii, nie zostawia bez odpowiedzi. Dobrze, że jednak pojechaliśmy do niego, bo wetka na Fioletowej, jak z nią rozmawiałam przez telefon, mówiła, że to nie musi byc grzybica i trzeba obserwować. Natomiast Brzeski stwierdził, że wg niego to jest grzybica, pobrał zeskrobiny i wynik będziemy mieli niestety dopiero jutro koło południa, bo materiał został pobrany dość późno.
Mała mieszka w łazience, choć wczoraj zawiniętą w ręcznik wzięłam na godzinę na kolana do pokoju, pomruczała, podrzemała, nie chcę dać się zwariować. Synkowi nie pozwalam się zbliżać po prostu i tyle. Najbardziej boli mnie ten mój bliski termin porodu

nie tyle z powodu zagrożenia dla noworodka (bo przy zachowaniu zasad higieny kot w łazience mu nie grozi) ale martwię się, czy dam radę wszystko zrobić przy małej. TŻ będzie na urlopie wtedy koło dwóch tygodni i zapewnia mnie, że sobie poradzimy.
Nie wiem, czy kot musi być izolowany do czasu aż wszystkie zmiany znikną, czy może jest jakis moment, kiedy nie stanowi już żadnego zagrożenia, wiesz może?
W tym momencie mam nadzieję, że może za miesiąc będzie po sprawie, ale wiadomo, że to się leczy długo...
Jednocześnie cieszę się, że trafiła do mnie, a nie do kolejnej rodzinki potrzebującej zabawki, która na wieść o choróbsku pozbyła by się jej dalej, bo z tego co mi weta z Fioletowej powiedziała, to babka była poinformowana, że mała ma podejrzenie grzybicy, niestety mi już tego nie przekazała... dalej prosze o kciuki... o zdrowie Małej i o siły dla mnie!