Nasze przykre doświadczenie z LECZNICĄ WET. NA GDAŃSKIEJ
Chcemy się podzielić naszym mocno niefajnym doświadczeniem z w/w lecznicy, mającej (z tego co czytałyśmy na jej temat) bardzo pozytywne opinie, które niestety mocno nas zmyliły.
Zgłosiłyśmy się do Lecznicy Na Gdańskiej z naszą kotką Jaśminą na zabieg sterylizacji. Wygląd lecznicy - poziom europejski, jak najbardziej, ale nie o tym mowa, chociaż już od tego wyglądu odbiegł fakt, że Pani weterynarz trzeba było przypomnieć o dezynfekcji stołu po poprzednim zwierzaku.
Kazano nam kotkę przywieźć na godź 8-mą rano, następnie zadzwonić ok 14-stej.
O 14-stej okazało się, po zapytaniu mojej mamy, czy kotka jest już wybudzona, że kotka jeszcze NIE JEST po zabiegu. Po kilkukrotnych telefonach o różnych kolejnych godzinach, zabieg dalej nie był wykonany. Kazano czekać na telefon. O godzinie 21-szej mama zadzwoniła już cała w nerwach z pytaniem co z Jaśką. Pan radośnie odpowiedział, że o 20-stej można po nią przyjechać (chyba miał problemy z zegarkiem). Ok 21:30 rodzice pojechali po kotkę. Okazało się ku ich zgrozie, że mało tego, że kotka nie jest do końca wybudzona, to cała jest POSIKANA, kocyk cały mokry od sików, nikt nawet jej nie podłożył pokładu.
Mama nie zrobiła afery, bo po całym dniu czekania po prostu nie miała już na to siły.
10 dni później ja z ojcem pojechaliśmy na zdjęcie szwów. Pan weterynarz oczywiście stołu nie zdezynfekował, tradycyjnie jak widać.
I może bym tego wszystkiego nie napisała, ale dziś nas kurwica strzeliła, bo przy czesaniu okazało się, że Jaśmina ma do dziś jeszcze jeden szew nie zdjęty. Panu doktorowi się "przeoczyło". No więc znowu wyprawa, bo ja próbowałam ten szew sama zdjąć, ale przestraszyłam się, że zrobię kotce krzywdę. Akcja ze stolikiem od nowa. Widać w TEJ lecznicy stołów się nie dezynfekuje. Pani weterynarz w międzyczasie bagatelizując sprawę, łaskawie szew zdjęła.
Wtedy mama nie wytrzymała i wywaliła wszystko, co jej leżało na wątrobie, gdzie Pani wet nawet nie uznała za stosowne użyć słowa "przepraszam", a za to wszystkiego się wyparła -"to nie możliwe", "tak u nich nie ma" itp. Czyli co, wszystko sobie zmyśliliśmy albo nam się przyśniło.
Na koniec jeszcze sprawa ceny sterylizacji. Kiedy mama dzwoniła przed decyzją o zabiegu pytając o koszt sterylizacji użyła dokładnie stwierdzenia "całkowity koszt zabiegu sterylizacji". Podano jej koszt owszem, zabiegu + zdjęcia szwów, zapomniano jednak o takich drobnych przyległościach jak koszty leków, które nie były w koszcie całkowitym. Czyli z ceny średniej w łódzkich lecznicach zrobiła się cena jedna z najwyższych. Akurat nie to jest najważniejsze, ale mogło trafić na kogoś, kto ma pieniążki wyliczone co do grosza. I co wtedy?
Ogólnie odnieśliśmy bardzo nieciekawe wrażenie co do kompetencji tejże lecznicy. To była tylko sterylka, a gdyby chodziło o coś poważniejszego? Strach się bać.
http://www.klinika-weterynaryjna.com.pl/