2 dni temu minęło 2 lata od śmierci Kaja. Dziś są Jego urodziny. Powinniśmy się zbierać na urodzinowy spacer, Kaj powinien się właśnie kokosić w łóżku, a ja powinnam Go namawiać by wygramolił się stamtąd i zaczął objadać ciasteczkami.
Zmieniło się dużo. W zasadzie nic nie jest takie samo..
Najchętniej zniknęłabym, wyniosłabym się gdzieś gdzie nie ma ludzi, nie ma przeszłości. Nie umiem się odnaleźć, tak bardzo nie cieszą spotkania ze znajomymi, o rodzinnych już nawet nie wspomnę, bo zupełnie się tego odcinam. Nie daję rady, nie potrafię się już dobrze bawić. Cały czas wtedy krąży myśl, że coś nie jest tak, nie ma Kaja, do którego potem wrócę albo będę mogła się wcześniej wymigać ze świąt "bo muszę wyjść z psem".
Od paru miesięcy znów jest gorzej (jeśli można stopniować "źle"). Rzeczy, czynności, miejsca, sytuacje, daty kojarzą się z
psim. Ale w dalszym ciągu nie umiem przywołać miłych wspomnień, dalej widzę cierpiącego, okaleczonego bądź martwego i takiego zimnego...
Nie powinien był umrzeć w taki sposób. Żadne zwierze nie powinno.
Jego cierpienie zabrało całe moje emocje. Pozostało tylko nieskończone morze łez.
15.06.2013